CHORWACJA: Kolinda Grabar Kitarović prezydentem
Nowa prezydent Chorwacji w pierwszym swoim wystąpieniu po wygranych wyborach obiecała rodakom, że za jej kadencji będą żyć w państwie dorównującym potencjałem gospodarczym najbardziej rozwiniętym członkom Unii Europejskiej.
Odnotowała też już swoją pierwszą dyplomatyczną wpadkę. Zapewniła wyborców, że będzie walczyć o prawa mniejszości w Chorwacji, ale też o prawa Chorwatów w Bośni i Hercegowinie oraz w Serbii i Wojwodinie. No cóż, chyba według chorwackiej prezydent Wojwodina to nie Serbia.
W drugiej turze niedzielnych (11 bm.) wyborów prezydenckich w Chorwacji, według wiarygodnych, ale jeszcze nie wszystkich podliczonych głosów, wygrała po raz pierwszy kobieta, Kolinda Grabar Kitarović. Kandydatka Chorwackiej Wspólnoty Demokratycznej (HDZ) pokonała dotychczasowego prezydenta z Socjaldemokratycznej Partii Chorwacji (SDP), Ivo Josipovicia.
Kolinda Grabar Kitarović wcześniej piastowała już wysokie funkcje w państwie. W latach 2005-2008 była ministrem spraw zagranicznych w rządzie Ivo Sanadera. Wcześniej od roku 2003 do 2005 pełniła funkcję ministra ds. integracji europejskiej.
Dzieciństwo spędziła w USA. Tam też zdobyła wykształcenie. Ukończyła Los Alamos High School w Nowym Meksyku. W Zagrzebiu uzyskała magisterium ze stosunków międzynarodowych i rozpoczęła studia doktoranckie.
W wyborach parlamentarnych w 2003 roku uzyskała mandat posłanki do Zgromadzenia Chorwackiego. Weszła następnie w skład rządu, na czele którego stanął Ivo Sanader. W latach 2008–2011 była ambasadorem nadzwyczajnym i pełnomocnym Chorwacji w Stanach Zjednoczonych. Zarzucano jej wówczas, że jej służbowy samochód wykorzystywał mąż Jakov Kitarović. W 2011 roku została jednym z zastępców sekretarza generalnego NATO, Fogha Rasmussena, jako pierwsza kobieta na tym stanowisku.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich z 28 grudnia 2014 roku otrzymała 37,2 procent głosów. Przeszła do drugiej tury, w której jej konkurentem został ubiegający się o reelekcję Ivo Josipović, zwycięzca pierwszej tury z wynikiem 38,5 proc.
Kolinda Grabar-Kitarović urodziła się 29 kwietnia 1968 roku w Rijece. Jest mężatką, ma dwoje dzieci.
Miejscowi analitycy uważają, że za jej kadencji nic się w polityce Chorwacji nie zmieni, zarówno tej wewnętrznej, jak i zagranicznej, tym bardziej że Chorwaci są uzależnieni członkostwem w NATO i Unii Europejskiej. Analitycy zwracają jednak uwagę, że w powodu permanentnej waśni prawicy z lewicą może dojść w Chorwacji do przedterminowych wyborów parlamentarnych na wiosnę lub na początku lata br.
SERBIA: Najlepszy afrodyzjak „Kasarinac”
Aktualnie najlepszą kiełbasą „prasowaną“ w Serbii jest „Kasarinac“. Tak zdecydowało jury podczas tegorocznych, sobotnio-niedzielnych Targów Kiełbasy w Pirocie. Swoje wyroby wystawiło tam 36 producentów.
Komisja na czele z prof. Branislawem Zlatkowiciem (Zlatković) drugie miejsce przyznała ekipie „Drakcze“, a trzecie „Ketering Djordjewic Temstanac“. Tylko jednak zwycięzcy, w cztery osoby pojadą w nagrodę na wczasy do Grecji.
Tak zwana „prasowana“ kiełbasa to jeden z trzech znaków firmowych okręgu pirockiego, obok sera „kaczkawalj“ (kačkavalj) oraz dywanów. „Prasowaną“ robi się tam nawet w wielu domach, głównie zimą. Receptura nie jest tajemnicą. W jej składzie jest mięso kozie, wołowe i owcze, cebula, papryka, pieprz oraz zioła, np. bazylia, liście laurowe. Smak zależy od ilości poszczególnych składników. Na pewno nie ma w niej konserwantów i wody. Jelita są wołowe lub wieprzowe. Przyprawioną kiełbasę suszy się i przez pierwsze kilka dni prasuje butelką, dlatego nazywa się ją „prasowaną“.
Serbowie zajadają się pirocką „prasowaną“, zwłaszcza podczas męskich spotkań przy „małym co nie co“. Ale gustują w niej też panie i dzieci. Dobrze się ją żuje, delektując się jej składnikami. Nie może więc być zbyt ostra. Pijąc alkohol i żując „prasowaną“ na pewno nie ma się potem kaca.
„Prasowaną“ serbską kiełbasę kupują coraz częściej Rosjanie, Niemcy, Amerykanie i południowi Afrykanie. W Serbii kilogram kosztuje 3100-3200 dinarów, czyli mniej więcej 25 euro.
Na tegorocznych targach pirockich gościło aż 7000 Bułgarów na w sumie 1100 zwiedzających. „Prasowana“ jest uznawana na Bałkanach za miejscową viagrę.
Pirot to około 40-tysięczne stare miasto na południu Serbii. W XIX wieku było tam 13 klasztorów i 72 kościoły różnych wyznań. Warto je odwiedzić, szczególnie w czasie styczniowych Targów Kiełbasy.
CZARNOGÓRA / ALBANIA: Idea Wielkiej Albanii
Albańska konstytucja uznaje zjednoczenie wszystkich Albańczyków w jednym państwie jako uzasadnione prawo. Przypomina Czarnogórcom Koczo Danaj, lider nacjonalistycznego ruchu „Albania Naturalna“. Pod tą nazwą kryje się nic innego jak tylko idea „Wielka Albania“.
Kilka dni po międzynarodowym skandalu podczas meczu piłkarskiego Serbii z Albanią na stadionie „Partizana“ w Belgradzie Albańczycy znowu prowokują Serbów. Głos zabrał ty mrazem Koczo Danaj (Koço Danaj), lider ruchu obywatelskiego w Albanii, dążącego do zjednoczenia wszystkich ziem zasiedlonych obecnie przez Albańczyków. Dał na ten temat wywiad czarnogórskiemu czasopismu „Dan“ (Dzień).
Danaj przypomina, że trzy dni przed upadkiem „muru berlińskiego“ niemiecki rząd zapewniał, że nie popiera idei zjednoczenia RFN z NRD. Jednak gdy niemiecki naród zburzył „mur berliński“ od razu ten sam rząd poparł zjednoczenie i stosowny zapis dodał do niemieckiej konstytucji.
Danaj ciągle podkreśla, że większość Albańczyków domaga się utworzenia tzw. Naturalnej Albanii. Zarzuca mu się więc, że próbuje wzniecić nacjonalizm albański jak wampir, żywiący się ludzką krwią. W odpowiedzi Danaj drwi, że nie interesuje go co mówią politycy, oni muszą uszanować polityczny pluralizm.
– Mnie interesuje tylko albański naród – pokrzykuje sobie. – Politycy pojawiają się i znikają, a naród jest wieczny. May wiemy, jak bronić swoich symboli.
Albański nacjonalista na razie edukuje Albańczyków, tłumacząc im, że są rozsiani po różnych państwach, np. są w dolinie Preszewskiej w Serbii, w Czarnogórze i w Macedonii. Przypomina też wszędzie o ich prawach. – Jeżeli rząd Czarnogóry uważa, że dwa miliony Albańczyków to marginalna grupa to jego prawo, ale i jego problem – tłumaczy Danaj.
Danaj zapewnia, że często kontaktuje się z albańskimi politykami w Czarnogórze.
– Ja słucham ich, a oni słuchają mnie – mówi. – Ciągle im powtarzam, że muszą zacząć walczyć o równe prawa dla rodaków, takie jakie mają Czarnogórcy i Serbowie.
Cynicznie przy tym chce udowodnić, że jego idea jest gwarantem pokoju na Bałkanach.
– Chcemy żyć w pokoju z sąsiadami, a nie jak w baśni o „wilku i owcy“ – wykrzykuje. – Tylko nie z takimi co nawołują „bij Albańczyków“. Chcemy więc żyć w naszym własnym domu.
Koczo Danaj (Koço Danaj) jest dziennikarzem, politykiem i analitykiem. Urodził się 31 marca 1951 roku w Tepelena (Tepelenë) w południowej Albanii. Ukończył w Tiranie filozofię. Od 1986 roku jest doktorem nauk politycznych. Od 1990 roku pracuje dla kilku gazet jako analityk, m.in. dla „Zëri i Kosovës“ (Głos Kosowa). Był też etatowym pracownikiem Albańskiej Partii Socjalistycznej. Aktualnie jest dyrektorem Centrum Prognoz Politycznych i Społecznych w Tiranie.
SŁOWENIA: Lublana na topie
W ubiegłym roku stolica Słowenii Lublana gościła w swoich hotelach ponad milion przyjezdnych. To rekord w historii tego miasta. Zważywszy że Lublana liczy sobie zaledwie 282 tysiące mieszkańców.
Stolica Słowenii jest wyjątkowo drogim miastem. Pamiętam, jak
kilka lat temu musieliśmy tam nocować w drodze z nart w słoweńskich Alpach do Mariboru. W hotelu „Alp“ w Bovecu, w którym ceny jeszcze nie zwalały z nóg, pomogli nam zarezerwować hotel w Lublanie. Nie było to ponoć takie proste, z uwagi na okres świąteczno-noworoczny. Na miejscu okazało się, że hotel był robotniczy, kolejowy, obskurny, a jego cena nijak się miała nawet do bałkańskich standardów.
Za to miasto jest śliczne i czyste. Nic dziwnego, że w ubiegłym roku tylko starą XV-wieczną twierdzę zamkową odwiedziło ponad 1,1 milion turystów. Koniecznie trzeba jeszcze poczuć klimat Starego Miasta, szczególnie urokliwy jest Stary Plac z drewnianymi fasadami sklepów.
Słowenia jest dla nas atrakcyjna przede wszystkim zimą. Wiele słoweńskich wyciągów narciarskich jest połączonych z włoskimi. A skipasy są honorowane po obu stronach nieistniejącej w praktyce granicy. Jak więc ostro wieje wiatr po stronie słoweńskiej to można sobie poszusować po włoskiej lub odwrotnie.
Odwiedzając ten kraj obowiązkowo należy wpaść do Bledu z wyspą na jeziorze o tej samej nazwie, na której w XV wieku wybudowano świątynie chrześcijańską. W okresie międzywojennym Bled był elitarną jugosłowiańską miejscowością wypoczynkowo-sanatoryjną. Po II wojnie światowej polubił ją również marszałek Josip Broz Tito, miał tam swoją rezydencję „Vila Bled“. Można tam było leczyć się miejscową wodą i świeżym powietrzem.
Polskie ślady znajdziemy w Celje, w prowincji Styrii. Barbara Cylejska, aby utrzymać władzę chciała poślubić naszego Władysława III, Tyle, że ona miała 47 lat, a nasz przyszły król 12. Była w dodatku mężatką, Skończyła więc w więzieniu. Gdy zmarł jej mąż, król Węgier Zygmunt Luksemburski wypędzono ją do Polski. Przyjęliśmy ją łaskawie, oddając jej zamek, miasto i ziemię sandomierską. Mieszkała w Polsce przez wiele lat, opływając w wszelakie dostatki.
Polecam też Maribor, słoweński Kraków, niedaleko granicy z Austrią. Znajdziemy w nim m.in. ślady naszego Papieża, Jana Pawła II. W czasie swojej pielgrzymki do Słowenii 19 września 1999 roku beatyfikował on tamtejszego biskupa Antoniego Marcina Slomszeka (Slomšek).
2-milionowa Słowenia ma 50 kilometrów wybrzeża adriatyckiego. Polecam tam Koper, Portoroż i Piran.