DIS-CUTIO

Facebook banned

Powiem otwarcie. W pełni popieram „konfatomię”, czyli wycięcie Konfederacji z facebooka.
Moim zdaniem lewica nie powinna w tym przypadku symetryzować. Konfa to faszystowskie zagrożenie dla demokracji, wolności osobistych i obywatelskich, wreszcie dla zdrowia publicznego (szerzenie kłamstw antyszczepionkowych). W tej sytuacji każda operacja skutkująca redukcją obecności tej formacji w social mediach ma sens.

I z perspektywy lewicy każda instancja, która pomaga wycinać faszystów, powinna być traktowana jak przynajmniej taktyczny sojusznik. (Problem korpo-monopoli to kwestia odrębna i nie warto jej łączyć z amputacją Konfy. Regulacji zmierzających do tego, by GAFA została zdyscyplinowana, trzeba domagać się osobno…)

A teraz szerszy kontekst. Kompleksowe uzasadnienie dla dobrze pojętej cenzury, eradykacji faszystowskiej pandemii, znajduję w jednym z moich ulubionych evergreenów, w eseju Marcusego „Tolerancja represyjna” (1965).
Marcuse w ogóle był ciekawym gościem. Marksista związany ze Szkołą Frankfurcką, ale krytyk komunizmu sowieckiego. W latach 1943-50 współpracownik amerykańskiej agencji Office of Strategic Services, z której później wyłoniła się CIA. Fajnie, nie?
W „Tolerancji represyjnej” zostaje wprowadzona specyficzna kategoria debaty publicznej. Dyskusja demokratyczna nie oznacza totalnej inkluzji. Nie każdy pogląd zasługuje na publiczną ekspozycję. Stąd postulat, żeby dyskusję przekształcić w „dis-cutio”: w taką debatę, które będzie, między innymi, skutkować „przecięciem” i „rozbiciem” dyskursów wrogich wolności oraz demokracji.
Co ciekawe, Marcuse wywodził tę ideę z klasycznego liberalizmu. Punktem odniesienia był dlań John Stuart Mill i jego traktat „O wolności” zawierający sławetną maksymę: „despotyzm jest uprawnioną formą władzy w odniesieniu do barbarzyńców pod warunkiem, że służy ich wyższemu rozwojowi; środki zaś są uzasadnione przez to, że faktycznie do tego celu prowadzą”.
Środki podstawowe są dwa. Po pierwsze, bezwzględna eliminacja kłamstw. Po drugie, systemowe represje wobec wrogów wolności. Ani demokratyczno-liberalna, ani marksistowska „tolerancja” (licencja na wolność słowa i swobodne życie polityczne) nie mogą oznaczać przyzwolenia na demagogię i propagandę, które są wrogie prawdzie oraz swobodom politycznym. „Nie można chronić fałszywych słów i niesprawiedliwych czynów.” Prawdziwa demokracja nie może oznaczać jakościowego oraz ilościowego kompromisu między ludźmi prawdomównymi i kłamcami, liberałami i faszystami. Jeżeli 10% społeczeństwa kolportuje kłamstwa, to jeszcze nie znaczy, że ta jedna dziesiąta ma dostać jedną dziesiątą czasu antenowego. Racjonalność wolnościowa wymaga represji wobec tych dziesięciu procent. Trzeba ich spacyfikować, zdemobilizować, reedukować lub pozbawić praw politycznych. „Tolerancja, która rozszerzała zasięg i treść wolności, była stronniczo nietolerancyjna wobec rzeczników opresyjnego status quo.”
I tu nie warto hamletyzować, nie mówiąc już o rozkładaniu parasolek ochronnych nad faszystami. Partie takie jak Konfederacja trzeba osłabiać, rozbijać, wręcz delegalizować. Za kłamstwa pandemiczne należy się delegalizacja, a nie tylko przejściowy ban na FB.
I tego się trzymajmy, towarzyszu Zandberg.