W „Dwutygodniku” Wrotz inspirująco diagnozuje model dominujących w Polsce dwóch formuł powieści: prywatna i archaiczna.
Pierwsza jest subiektywna, impresyjna, zamknięta w głowie i ciasnym kręgu egzystencjalnym narratora, który w istocie jest podmiotem lirycznym, często tożsamym z autorem. Prywatność oznacza tu oderwanie od zewnętrznych realiów, społeczno-politycznych i cywilizacyjnych.
W przypadku drugim powieść archaiczna nawiązuje ten kontakt, ale tylko ze światem dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej przeszłości. Przykład? Zamiast pisać o postmodernistycznej demokraturze, pisze o zeszłowiecznych totalitaryzmach. Jest również wyalienowana, bo nie używa „komputera”, czyli nie skanuje współczesnych realiów przy użyciu współczesnych mediów.
Moim zdaniem Wrotz popełnia dwa błędy diagnostyczne
Zamiast o powieści prywatnej, powinien raczej mówić o autoekspresyjnej. A kategorię powieści archaicznej powinna zastąpić powieść anachroniczna.
Dlaczego? Ponieważ wbrew hipotezie Wrotza powieść prywatna powstaje nie tylko dlatego, że jest tania w produkcji (autorka nie musi siedzieć nad nią przez trzy lata po osiem godzin dziennie, może natomiast wyprodukować książkę w kilka miesięcy, w czasie wolnym od innej pracy zarobkowej — dlatego ta właśnie formuła dominuje na współczesnym rynku wydawniczym, maksymalnie redukującym koszty produkcji).
Problem okazuje się bardziej złożony. Dzisiaj nie tylko kapitalizm inwestuje w prywatną autoekspresję — i nie tylko dlatego, że kilku kapitalistów przez przypadek wynalazło social media, a potem udoskonaliło algorytmy, które skutecznie manipulują naszą uwagą i wyborami konsumenckimi.
Autoekspresja to współczesna powszechna forma wyrazu
W mojej opinii, forma autoekspresji na obecnym etapie dziejowym jest dominującą formą wyrazu. Odpowiada na jedną z kluczowych potrzeb jednostkowych i kolektywnych. To nowoczesność jako taka konstytuuje każdego z nas jako podmiot autoekspresyjny, a social media dają każdemu po raz pierwszy w historii proste narzędzie do wyrażania siebie. Człowiek ma prawo do autoekspresji jak bity do krzyku — twierdził niegdyś Adorno. Dziś można powiedzieć, że autoekspresja to namiętność tych, których matki i dziadkowie nie mieli prawa głosu w przestrzeni publicznej.
Mówimy więc i piszemy namiętnie o sobie, ale nie tylko we własnym imieniu. Przemawiamy również głosami naszych przodków, których historie mamy zakodowane w pamięciach podręcznych — i właśnie dlatego prywatna historia i „herstoria” zrasta się z historią „archaiczną”. Ta druga jednak nie jest po prostu przestarzała, ale anachroniczna, tzn. koegzystuje ze współczesnością na równych prawach w tej samej ramie czasowej. Ernst Bloch nazywał taki stan rzeczy „nierównoczesnością” (Ungleichzeitigkeit). Idee, obrazy, słowa, dyskursy i retoryki z różnych epok egzystują obok siebie w obrębie tej samej teraźniejszości — niekiedy są niekompatybilne, czasem zaś tworzą sprzężenia zwrotne. Nie zawsze zatem anachroniczność oznacza rozdźwięk między kulturą a rzeczywistością. Gdy rzeczywistość bywa anachroniczna, a nawet archaiczna, formuły powieściowe będą siłą rzeczy odzwierciedlać ten stan.
Stosunki produkcji literatury
W kontekście nierównoczesnego przenikania się w przekazie różnych, także i tych anachronicznych elementów historii kultury, problematyczny jest ekonomizm Wrotza. Ekonomizm rozumiany jako techniczno-finansowa struktura budowanego przekazu. Jego zdaniem jedynie odgórna zmiana w obrębie rynku, np. decyzja całej konstelacji wydawnictw, by inwestować np. w promocję futurystycznych powieści idei — może zmienić status quo na nowocześniejsze, idące z duchem czasu.
Nie zgadzam się z tą diagnozą. Marks twierdził kiedyś, że zmiana w stosunkach produkcji pojawi się wtedy, gdy dojdzie do zasadniczej zmiany w strukturze sił wytwórczych. Siły wytwórcze to środki, zdolności i kompetencje potrzebne do wyprodukowania danego towaru. Potrzebna jest więc fabryka (miejsce), maszyna (technologia) i edukacja oraz wiedza (kompetencje). To siły wytwórcze. Z kolei relacje produkcji odpowiadają m. in. za to, w jaki sposób społeczeństwo i rynek doceniają-wyceniają pracę i jej produkty.
Przekładając ten schemat na rynek wydawniczy. Jeżeli chcemy zmiany relacji produkcji, nie musimy czekać na decyzje odgórne. Edukacja i wiedza, literackie kompetencje produkcyjne można też akumulować oddolnie w ramach autodydaktyzmu typu DIY.
Obskurantyzm czy analfabetyzm?
Wilhelm Reich powiedział kiedyś, że masy niemieckie nie tyle zostały ogłupione, ile z premedytacją wybrały obskurantyzm i faszyzm. Dziś społeczeństwo polskie z premedytacją wybiera wrogość wobec ambitnych i eksperymentalnych formuł dyskursywnych, retorycznych i literackich. Trzeba to mocno podkreślić: za stan czytelnictwa odpowiada nie tylko władza i rynek wydawniczy, ale i sami czytelnicy konsumenci. Z chwilą, gdy polskie społeczeństwo dojrzeje, by wesprzeć finansowo np. taki dziennik kulturalny, który na rynku będzie funkcjonował podobnie jak wśród dzienników opinii funkcjonuje OKO.press — wtedy pojawią się oddolne warunki możliwości (ekonomiczno-kulturowe) dla ambitnej powieści współczesnej. Do tego nie trzeba odgórnej zmowy-zgody „Wyborczej” i „Polityki”. Wystarczyłaby awangardowa responsywność każdej z nas.