Oczywiście, Transformacja ustrojowa pokazała nam (w Polsce) wiele różnorodnych szans, niedostępnych we wcześniejszym ustroju, ubarwiła nasze pojmowanie świata, ale też pokazała – i to namacalnie, dotkliwie – wszystkie swoje paskudztwa, których nie znaliśmy, więc nie umieliśmy się przed nimi uchronić. Dlatego to, co towarzyszyło Transformacji ustrojowej (w wymiarze politycznym) – nie przełożyło się na „samo dobro” w wymiarze gospodarczym.
Wykluczenia o podłożu ekonomicznym przybrały taką postać i takie „stężenie”, że nawet dobrze przygotowani zawodowo i intelektualnie ludzie, sprawdzający się w bardziej humanitarnych warunkach – okazują się „niepotrzebni-porzuceni” w rzeczywistości, gdzie liczy się gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko. Wszelkie „bezpieczniki społeczne” nie działają, są wręcz pozorami, jak Fundusz Pracy, który – to oczywisty wynik analizy całego okresu Transformacji – zupełnie nie ma wpływu na poziom zatrudnienia-bezrobocia-marginalizacji-dezintegracji zawodowej.
Nie każdemu to przeszkadza – ja akurat jestem z tych, których to uwiera i piecze w sumienie. Uważam, że liczone w milionach wykluczenia, w tym te najbardziej niehumanitarne (bezdomność, bezrobocie, trwały brak minimalnego choćby dochodu, ostracyzm publiczny wobec ubogich, brak dostępu do ochrony zdrowia i edukacji) – wszystko to degeneruje tkankę ludzką, mierzoną indywidualnie-osobowo i „hurtem”, społecznie. Wcale nie jest powodem do dumy z osiągnięć Transformacji na innych polach.
Rozwiązania ustrojowo-systemowe mające złagodzić negatywne skutki Transformacji – oględnie mówiąc okazały się niesprawne, nieskuteczne. Dowodzi tego wysoki odsetek emigracji „za chlebem i ładem”, dowodzą tego liczne organizacje oburzonych i pokrzywdzonych (przez sądy, windykacje, skarbówkę, urzędy, banki, ubezpieczalnie, system leczniczy, służby, łże-biznes, itp.).
Formacje konsekwentnie wiozące Polskę w taką właśnie formułę Transformacji – wciąż napotykały opór natury politycznej, z różnych „pozycji”: Tymiński, Ikonowicz, Lepper, Korwin-Mikke. To na tym tle polski „wyborca” gwałtownie zmieniał „partie zaufania”, niczym wańka-wstańka”: raz w tę, raz w tamtę. Aż w 2015 roku napęczniałe oburzenie licznych środowisk oraz tupet coraz liczniejszych „państw w państwie” skumulowały się w polityczną odmowę Transformacji. Dokonała się „przegrana rewolucja”: nosicieli Transformacji odsunięto, ale zamiast korekty ustrojowej zaprowadzono „plastry i czerezwyczajkę”. Wykluczenia już nie ropieją, ale nadal są konkretne i znaczące.
To jest mój pogląd, którego nikomu nie narzucam, zaś jeśli ktoś ma zdanie inne – szanuję to, domagając się szacunku dla mojego. Każdemu chętnemu przedstawię głębszą argumentację, jeśli jeszcze nie zna moich wypowiedzi i inicjatyw, wciąż obecnych w przestrzeni publicznej.
* * *
Rozwiązanie, które tu nazwę Projektem Spółdzielczym 5 + 2, nie jest obliczone na przebudowanie całej Polski: zakładam, że w ciągu kilku lat można w proponowaną niżej formułę zaangażować kilkaset tysięcy ludzi, jeśli uniknie się błędu.
Poniżej będę używał „pisma obrazkowego”.
Rys. 1
Rysunek pierwszy przedstawia „kapsułę społeczną”, np. rodzinę, towarzystwo, sąsiedztwo. Osobnik „centralny” jest „głową kapsuły” i jest zagrożony wykluczeniem (długi, utrata stałego godnego dochodu, rozpadająca się rodzina, marniejące-przestarzałe kwalifikacje, katastrofa życiowa, np. bankructwo, kontuzja, choroba, wyrok). Proponuje mu się, by przystąpił do spółdzielni.
Rys. 2
Spółdzielnia na rysunku drugim składa się z 7 „głów”, czyli z 7 „kapsuł społecznych” (kolorem oznaczamy prezesa-lidera-zaufanego całej spółdzielni). Dodajmy, że pod słowem „spółdzielnia” rozumiem nie tylko to, co jest dosłownie spółdzielnią w potocznym lub ustawowym-prawniczym języku, ale takie podmioty jak: spółdzielnie pracy, spółdzielnie socjalne, kooperatywy, rolnicze grupy producenckie, grupy twórcze (artystyczne, naukowe, nauczycielskie, eksperckie), zespoły prawnicze, medyczne, małe spółdzielnie mieszkaniowe (oraz wspólnoty mieszkaniowe), stowarzyszenia, fundacje nastawione na realizacje projektów społecznych.
Nasza 7-osobowa spółdzielnia na rysunku – to w rzeczywistości „środowisteczko” 7 x 9 = 63, bowiem – w uproszczeniu, spółdzielcą zostaje „głowa”, ale wiąże owa „głowa” całą swoją „kapsułę” (uśredniamy, że „kapsuła” to „głowa i 8 osób)
Założenie jednej spółdzielni – to w uproszczeniu objęcie projektem kilkudziesięciu (np. 63) osób. Można sobie wyobrazić, że powstaje grupa spółdzielni, przy czym jedna z nich nie jest spółdzielnią „dla potrzebujących”, tylko jest „matkująca”, jej członkami są ludzie „ogarniający rzeczywistość, nie zagrożeni wykluczeniem. Zakładam bowiem, że jeśli ktoś (głowa, a wraz z nią „kapsuła”) popadł w tarapaty, to nie wystarczy – jak robią Urzędy Pracy – zaproponować, by się zaktywizowali zakładając biznes lub spółdzielnię, tylko trzeba rozpocząć od „asystentury”.
Rys. 3
Rysunek trzeci pokazuje zatem nano-siatkę spółdzielni, którą „zawiaduje” spółdzielnia „matkująca”, pomagająca założyć spółdzielnie „właściwe”, ustawiająca je w rzeczywistości złożonej z urzędów, przepisów, instytucji finansowych, pomocowych, rynku zleceń-robót, podmiotów konkurencyjnych.
Aż dochodzimy do rozwiązania modelowego:
Rys. 4
Czwarty rysunek pokazuje spółdzielnię-kooperatywę, która właśnie powstaje w Grodzisku Mazowieckim i będzie „tatkowała” spółdzielniom „matkującym”. Jej położenie na rysunku nie oznacza, że będzie najważniejsza w sieci: po prostu ktoś musi inicjować i organizować projekt. Ta spółdzielnia stworzy coś, co ja nazywam „integratorami” (w zielonej kratce pośrodku rysunku). I taki pakiet będzie rozpowszechniała w sieci. Szczegóły – każdemu, kto o nie zapyta.
Dlaczego spółdzielnia?
Ano, dlatego, że jest to jedyna (w moim przekonaniu), formuła, która nie zmusza do „rwactwa ku zyskowi” (choć, oczywiście, podlega reżimowi rachunkowo-księgowemu), więcej: ustawy i oczekiwania wskazują spółdzielnię jako formułę zaspokajania potrzeb „środowisteczka”.
Spółdzielnia – poza dwoma wymaganymi odpisami-funduszami (udziałowy, zasobowy) – może tworzyć swoje własne fundusze nacelowane na potrzeby konkretnego środowisteczka.
Dlaczego tworzymy sieć „od góry”?
Nie, spółdzielnie „właściwe”, nowo powstające albo przyłączające się, będą powstawać z woli „głów-kapsuł”, a spółdzielnie tatkujące-matkujące mają asystować powstającym spółdzielniom, „oprowadzając ją po miejscach, gdzie można otrzymać wsparcie, odnaleźć niszę w lokalnej rzeczywistości, itd., itp.
Oczywiście, „asystentura” będzie aktywna. Na przykład już wiadomo (są zgody), że na warszawskim Osiedlu Przyjaźń oraz przy ul. Szkolnej w Grodzisku zostaną ustawione niebawem „kioski-kontenery” 5 + 2, w których w miarę sił będą dyżurować „ludzie projektu”, ale one same będą „opatrzone” afiszami w rodzaju „to miejsce czeka na grupę osób, które są gotowe założyć spółdzielnię pracy i przyłączyć się do sieci ogólnopolskiej: szczegóły… kontakt…”.
A co my z tego będziemy mieli?
Zacznę od zastrzeżenia: otóż znakomita większość spółdzielni – w tym socjalnych, ale przede wszystkim wielkich, np. mieszkaniowych, produkcyjnych – to w rzeczywistości „folwarki” grupy zarządzającej, a pozostali spółdzielcy stanowią „mięso”.
Dlatego w proponowanym statucie podmiotu 5 + 2 jest kilka „bezpieczników”, na przykład warunek, że zobowiązania majątkowe powyżej funduszy podejmuje Walne Zgromadzenie, że spółdzielnia nie może mieć więcej niż 30 człoonków (rozrost oznacza „podział przez pączkowanie”), że żadna spółdzielnia nie tworzy oddziałów i filii (dbamy o dekoncentrację, łączy nas zawołanie, a nie struktura).
Kiedy liczba spółdzielni-środowisteczek przekroczy jakąś masę krytyczną – zaczną działać prawidłowo rozmaite integratory oparte na „korzyści skali” (te tworzy spółdzielnia tatkująca, z Grodziska). Na przykład karta IKS (indywidualna karta spółdzielcy), związana z wydzielonymi funduszami poszczególnych spółdzielni. Więcej – podam zainteresowanym.
Dlaczego 5 + 2?
Liczba % oznacza pięć najbardziej dolegliwych wykluczeń (symbolicznie: Podłoga, Koszula, Posiłek, Bilet, Gazeta), a liczba 2 oznacza dwa najbardziej nośne wehikuły obywatelstwa (zdrowie, edukacja). Taka symbolika jest ukłonem w stronę rozmaitych urzędowych rozwiązań, funduszy, itp. szczegóły – podam chętnym.
Ile nas ma być docelowo?
Zakładam, że „od ręki” formułę spółdzielczości wyczuwa-rozumie w Polsce, sprzyja jej może 5, może 10 procent ludności. Wliczam w to nawet tych, którzy robią własne, wsobne biznesy używając formuły spółdzielczej jako narzędzia, a nie jako misji.
5% ludności – to w Polsce nie więcej niż 2 miliony, nie więcej niż 300 tysięcy „kapsuł”, nie więcej niż kilka tysięcy środowi steczek. Zatem cel, aby w każdej gminie powstała jedna „nasza” spółdzielnia-środowisteczko – wydaje się wygórowany (gmin jest ok. 2,5 tysiąca). To oznacza, że projekt adresujemy do „populacji” (co za słowo!) nie większej niż milion osób.
Kto podejmie rękawicę – wygra.
* * *
Spółdzielnia „tatkująca” już powstała (mówię o kilkunastu osobach z dobrym doświadczeniem i kwalifikacjami, które w to „wchodzą”), tylko wymaga rejestracji sądowej. To się robi teraz właśnie.
Do wszystkich.
Ja rozumiem, że zarówno inspiracja ideowa, jak też konkretne rozwiązania projektu sieci 5 + 2 nie spodobają się wszystkim. Nie mam do nikogo pretensji o to, że myśli inaczej, niech jednak – zamiast dawać temu wyraz krytykując lub wręcz dezawuując mój koncept – zaproponuje inny, na pewno lepszy. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą że nie jestem i nigdy nie byłem „zazdrosny” o to, że „mój” cel zrealizował ktoś inny, po swojemu. Nie ubiegam się o tantiemy i prowizje, że niby „byłem pierwszy”. Niech więc rozkwitają wszelkie pomysły konkurencyjne. Mój też niech rozkwita, a co mi tam…
Niniejszy tekst jest skierowany przede wszystkim do tych, którzy w różnych miejscach Polski gotowi są uruchomić spółdzielnie „matkujące”.
Jan Herman
Na FB jest profil o nazwie 5 + 2 SRODOWISTECZKO
CYTAT-MOTTO
Społeczeństwo polskie dotknął syndrom porzucenia. Państwo przestało zapewniać swoim obywatelom minimum bezpieczeństwa. Teraźniejszość jest odczuwana jako nieprzychylna, najbliższa przyszłość niejasna, a nawet groźna, dalsza przyszłość przybiera postać marzeń (…) Coraz więcej grup można zaliczyć do obszaru wiktymologii. Znacznie bardziej liczy się na niepełna rekompensatę „post fatum” niż na skutecznośc prewencyjnej ochrony. Ludzie zamożni, o wysokim statusie materialnym (i/lub silnej pozycji lokalnej, biznesowej, politycznej – JH) i żyjący ponad społeczeństwem, korzystają z prywatnych (lub sobie podporządkowanych – JH) instytucji zastępujących niewydolne państwo.
Tekst „Zanik i rozwój”, z którego pochodzi cytat, jest napisany przez Pawła Kozłowskiego, a zamieszczony w tomiku esejów o tematyce społecznej (Transformacja) „Polskie przemiany – uwarunkowania i spory”, wydanym przez Stowarzyszenie Studiów i Inicjatyw Społecznych, w roku 2002.