Materiał do dyskusji przygotowany przez Śląski Zespół Programowy na Plenum Rady Naczelnej Stowarzyszenia „ORDYNACKA” (maj-czerwiec 2006 r.).
Stowarzyszenie „Ordynacka”, jak i inne stowarzyszenia i partie polityczne znajdują się w nowej, całkowicie innej niż spodziewana, dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości politycznej. Ostra, a wręcz drastyczna walka polityczna i jej napór na codzienne życie, krańcowo różniące się oceny ostatnich 16 lat i teraźniejszości, stawia przed każdym Polakiem pytania o przyszłość – jego, jego rodziny, bliskich, jego społeczności, a w końcu Kraju i Europy.
Jak to się działo i dzieje, że to co niewyobrażalne staje się rzeczywistością?
Prawo, sprawiedliwość, honor, odnowa moralna za którymi wszyscy się opowiadają, w konfrontacji z rzeczywistością ulegają na naszych oczach unicestwieniu i patologicznej hybrydyzacji. Rzeczywistość pokazuje głębie nędzy moralnej, zatarcie znaczenia podstawowych pojęć. Na tym fundamencie nic trwałego nie da się zbudować. Musi więc paść pytanie – gdzie jest ta skała, bez której ani rusz? W poszukiwaniu odpowiedzi dostrzegamy pozytywną rolę Kościoła i religii w Polsce. Ale konsekwentnie stoimy na stanowisku, aby to co boskie oddać Bogu, a to co cesarskie oddać Cesarzowi. „Ordynacka”, w swojej istocie pluralistyczna, pozytywistyczna, jest w postrzeganiu przez ogół jako liberalno – lewicowa. I może dobrze, bo przodujące społeczeństwa świata czerpią swoją siłę właśnie z pozytywistyczno-liberalnego nurtu kulturowego.
Diagnoza sytuacji
Jesteśmy świadkami procesu przebudowy sceny politycznej – procesu totalnego – prawie rewolucyjnego. Koalicja rządząca, mając przewagę parlamentarną, podporządkowuje sobie poszczególne ośrodki władzy. Stosowana taktyka poszukiwania coraz to nowych wrogów rozbija i tak wątłą, bo zantagonizowaną strukturę społeczną. Co bardziej subtelni mówią o koalicji strachu – przed
wolnością, przed otwartą merytoryczną debatą publiczną, przed funkcjonowaniem coraz większej liczby osób i środowisk w życiu politycznym.
A Ci co tego strachu nie wykazują przeciwstawiając się tej fali stają się celem ataków. A „Ordynacką”, jak pokazuje doświadczenie, atakować jest łatwo. Prawie każdy zapytany wie to, co lansowała Gazeta Wyborcza. W odbiorze społecznym jesteśmy uosobieniem wszelkiego zła i wszystkich nieszczęść. A my, inteligenci, pięknoduchy pokornego serca, nazbyt grzeczni na dzisiejszy styl debaty publicznej skazani jesteśmy na marginalizację. Wdeptuje nas w ziemię ordynarna głupota, bezczelność i arogancja, której rozmiar jest niepojęty.
Sprawy najwyższej wagi, sprawy Państwa, sprawy bezpieczeństwa i rozwoju społeczeństwa w jego wielokulturowym wymiarze – oddawane są w ręce ludzi o wątpliwych kwalifikacjach, w następstwie demokratycznych procedur wyborczych! Mamy powtórkę z przeszłości: masowe bezrobocie, bierność i obezwładnienie elit, odwracanie się szerokich rzesz społeczeństwa od demokracji i samorządności. Czy na końcu grożą nam „Ustawy Norymberskie” w nowym wydaniu? W wydaniu uładzonym współczesnym anturażem? Pewnie nie będzie różnego rodzaju „nocy”, ale? Przecież widać nadchodzące „noce teczek” i „nocne narady”. A z tych nocy wykluwają się namiętni inkwizytorzy z
ustawionymi tezami. Wspierają to innego rodzaju pięknoduchy, żądne sensacji (prawdziwych i nieprawdziwych), często wmanewrowywane, media wdzierające się wieczornym, błękitnym blaskiem w życie każdej polskiej rodziny.
Dziś proponuje się ostateczne rozwiązania, które podobno raz na zawsze mają dać społeczną nirvanę?! Służby kontrolne mają kontrolować służby powołane do kontroli. Skąd to znamy? To (może być, już jest, będzie)1 narzędzie miażdżenia niepokornych i niszczenia przeciwników politycznych. To (może być, już jest, będzie)2 narzędzie presji – tylko poprzez jego uformowanie, nawet nie działanie! Presja ta (może być, już jest, będzie)3 wymierzona w każdą grupę i każdego indywidualnie. Oczywiście
– „uczciwi mogą spać spokojnie”.
Rządzący jeszcze nie pokazali do końca swoich możliwości. A otoczenie zamiast szukać alternatywy, przeciera ze zdziwienia oczy i głośno mówi z kim mu nie po drodze. Idea przedterminowych wyborów jako wehikułu zmiany sytuacji ma nikłe szanse zmienienia tego ponurego obrazu. W tej sytuacji
katalizatorem zmian mogłoby być nasze, jednak, dość pluralistyczne środowisko. Środowisko gotowe do dyskusji i przygotowane do stawiania wniosków.
Jako ogólnopolska forma instytucjonalna – jesteśmy w punkcie krytycznym
Nasza próba zaistnienia w przestrzeni walki politycznej wskazuje nam miejsce w szeregu. W PiS i LPR – co oczywiste – raczej nie ma dla nas miejsca. Samoobrona każe nam się wyrzec ideałów i przeszłości, poza tym ruch wodzowski jest nam całkowicie obcy. SLD i PSL-owi, jak się okazało, również nie pasujemy. Formacje te ciągle wierzą w plemienny sposób uprawiania polityki i uważają, że szyld zastąpi meritum. SDPL nas się boi, w swoim poszukiwaniu szans na przetrwanie. Demokraci i PO uznają nas, a to za trądzik, a to za trąd. Ale i wśród własnych dylematów nie byliśmy gotowi na walkę
polityczną, a akceptowani przez nas kandydaci wycofywali się z niej, albo nieliczni, toną rozproszeni w różnych drużynach startujących w politycznych wyścigach raczej na poślednich miejscach. Na dodatek nie mamy „dobrej prasy”. Mamy wewnątrzśrodowiskowe problemy mentalne. „Ni to, ni sio” – ława piwna z bardzo wyraźną polityczną konotacją. Trauma polityczna, którą przeżywamy, patrząc na to co się dzieje, przy jednoczesnym zdawaniu sobie sprawy z naszego potencjału – obezwładnia, jest niszcząca.
Co robić z tą naszą inteligencką bezradnością, Czy jest jeszcze czas i miejsce dla „Ordynackiej”?
Uczestniczyć w narastającej emigracji wewnętrznej i zewnętrznej? Przecież czujemy się obywatelami, mamy głębokie poczucie swoich obowiązków i praw. Czy wśród nas są tacy, którzy nie chodzą głosować, bo wolą pojechać na grzyby? A może chodzimy głosować ze strachu, bo mamy poczucie winy? Czy wśród nas są tacy co nie chodzą głosować, bo uważają, że to i tak nic nie zmieni? Częściej chyba nie mamy na kogo głosować! Czy swoją biernością chcemy dawać siłę i satysfakcję tym, którzy z własnego strachu przed odrzuceniem budują dziś swoją pozycję?
Według nas środowisko „Ordynackiej” ma ciągle i permanentnie szansę, aby metodycznie działać. Umiemy wiele, mamy strukturę, w której powstaniu i utrzymaniu trudno dopatrzyć się działania służb specjalnych. Ale nie mamy własnej reprezentacji politycznej. Paradoksalnie sytuacja ciągle zmusza nas do zaktywizowania się w nowy sposób. Nasze środowisko nie powinno mieć dylematu czy wyodrębnić swoją jednoznaczną, polityczną reprezentację czy może prowadzić powszechną pracę u podstaw, wspierającą budowę szeroko rozumianego społeczeństwa obywatelskiego? Przyszedł czas na jego instytucjonalizację, dla jego umocnienia w Polsce i dla jego obrony. Metodą jest „rozmnożenie” lokalnych inicjatyw i ich zinstytucjonalizowanie w formie fundacji, klubów i innych stowarzyszeń. „Ordynacka” powinna temu pomagać i w tym uczestniczyć. Jak to mówił Kuroń? „… nie palcie komitetów – zakładajcie własne…”
Jak powinno być?
Truizmem jest powtarzać, ale rzeczywistość zmusza. Każdy z nas chce żyć i mieszkać w kraju (nie za granicą – jak dzisiaj wskazuje się młodym ludziom), za którego współczesność nie trzeba się wstydzić i który, oczywiście kłócąc się i spierając, jednak tworzy swoją pomyślność duchową i gospodarczą, rozwija się w tempie gwarantującym dogonienie najlepszych. Jak pokazuje historia, tworzenie bogactwa kulturowego i gospodarczego uzależnione jest przede wszystkim od stanu ducha, z którego społeczeństwo czerpie siłę do działania.
Czy nie wiemy jak powinno być?
Wiemy! Podchodząc do problemu życzeniowo – wszyscy chcą mieć dobre społeczeństwo, dobrą gospodarkę, oraz dobrą rzeczywistość polityczną, tak jak każdy chce być młody, bogaty i piękny.
Dobre społeczeństwo
Szansą na to, by mieć i budować dobre społeczeństwo jest nasza historia, dokonania szczególnie ostatnich dziesięcioleci, w których mimo różnych zawirowań budowano ład społeczny omijając rozwiązania znaczone krwią i stosami trupów. Nie oznacza to zgody na brak rozliczenia z przeszłością. Musi do niej dojść, aby sprawy zaszłe zamknąć. Musi się to jednak dziać według cywilizowanych reguł – z fundamentalnymi zasadami prawa: domniemaniem niewinności i prawem do obrony. W dobrym społeczeństwie, obojętnie czy kieruje się ono zasadami chrześcijaństwa czy też oświecenia i pozytywizmu, musi istnieć miara winy, a przede wszystkim tolerancja i umiar. Jeżeli w tzw „kwestii historycznej”, jako społeczeństwo nie będziemy umieli dojść do porozumienia – nie ma mowy o solidaryzmie społecznym, nie ma możliwości synergii działań różnych orientacji politycznych na rzecz zmniejszenia bezrobocia, na rzecz dostępności i poziomu edukacji, na rzecz dostępności i poziomu świadczonych usług zdrowotnych. Cywilizowanie rozliczeń z przeszłością wpłynie na tonizowanie patologii społecznych. Bo wina nie może być bez kary, a karać należy złą, rozmyślną wolę!
A więc społeczeństwo dobre to społeczeństwo umiejące rozwiązywać problemy łagodząc podziały i wspierając słabszych.
Dobra gospodarka
Zgodnie z przyjętymi na świecie miernikami, dobra gospodarka to duża dynamika wzrostu Produktu Narodowego Brutto (PNB) i rosnący dochód w przeliczeniu na jednego mieszkańca. To także niskie bezrobocie i wysoki przyrost inwestycji oraz poziom udziału w wymianie międzynarodowej.
Szczegółowiej – to także dobre wskaźniki w dziedzinach świadczących o wysokiej konkurencyjności – ogólnie „nowoczesności” gospodarki. Wiąże się to ze wzrastającą specjalizacją i konkurencyjnością oraz wynikającym z niej, dostępem do rynków międzynarodowych, przepływem kapitału i transferem
technologii.
Ale jest też widzenie dobrej gospodarki w wymiarze indywidualnym.
Przy braku wyraźnego wzrostu poziomu życia odczuwanym indywidualnie w szerokich rzeszach społecznych, możliwości potencjalne ludzi nie są wykorzystywane, a społeczne postrzeganie zmian ma wyłącznie wymiar negatywny. Apatia, zniechęcenie, obniżenie konsumenckiego entuzjazmu to
ciosy w podstawy dobrej gospodarki. A co z dobrą gospodarką wobec kompletnego braku jakichkolwiek zasobów wśród coraz większych grup społecznych. Czy nie jest porażającą świadomość liczny dzieci chodzących do szkoły o głodzie? Najpierw trzeba coś mieć, by odrobinę być i by móc mieć
więcej!
A więc dobra gospodarka to gospodarka oparta na formule dającej podstawy egzystencji warstwom na najniższych szczeblach drabiny społecznej, a nie koncentracja wyłącznie na awangardzie technologiczno-gospodarczej.
Dobra rzeczywistość polityczna
Wszyscy pragną być dobrze (mądrze i sprawiedliwie) rządzeni. Podstawowym wymogiem dobrej rzeczywistości politycznej jest możliwość wywierania wpływu przez obywateli na kształtowanie rządów poprzez głosowanie na osoby, programy, partie. System musi dawać szansę realnego wyboru najlepszych i zachowania doświadczenia i ciągłości w sprawowaniu władzy. Konstrukcja polityczna zależy od konstytucji i ordynacji wyborczej. Nie będzie dobrej rzeczywistości politycznej jeśli w pierwszym rzędzie aparat partyjny decydował będzie o kształcie reprezentacji ogółu obywateli. Obywatele coraz bardziej tracą zaufanie do swojej reprezentacji, bo jest ona w coraz mniejszym stopniu zależna od wyborców. „Możesz wybrać, ale tylko wśród tych, których ci proponujemy”.
To między innymi przyczyna niskiej frekwencji wyborczej, to także przyczyna odwracania się kolejnego młodego pokolenia od polityki, od własnego państwa!
To jedna z przyczyn nowej fali emigracji. W Polsce właśnie to „partyjniactwo”się pleni i to niezależnie od nazwy ugrupowania. Teraz proponuje się ograniczenie wyborów powszechnych na poziomie samorządu lokalnego – patologia ma się więc pogłębić: kandydaci mają zabiegać o poparcie partii, a nie partie o dobrych kandydatów!?
A więc dobra rzeczywistość polityczna to system mieszany złozony w zasadniczej części z systemu bezpośrednich wyborów większościowych w jednomandatowych obwodach wyborczych, z zachowaniem mniejszej części miejsc w parlamencie jako „bonusu” proporcjonalnego dla najlepszych w wyborach ugrupowań. Taki system daje szansę czytelnego wskazania przez obywateli najlepszego z najlepszych, a partiom pozyskanie tych najlepszych iwystawienie ich w wyborach oraz „uratowanie” niezbędnych ekspertów i niezbędnych postaci w polityce.
Podsumowanie
Próby zaistnienia Stowarzyszenia „Ordynacka” w polityce zawsze kończyły się skojarzeniem nas z lewicą do której literalnie, na mocy jakiegoś oficjalnego porozumienia nigdy nie należeliśmy. Przypomnieć trzeba, że w polityce, w powszechnym przekonaniu i tak już tkwimy – i nie jest to „wina”
poszczególnych osób. Może więc czas skapitalizować ten potencjał? Może „ruch do przodu” uwolni szerokie rzesze członków Stowarzyszenia i innych nie mogących sobie znaleźć miejsca na istniejącej scenie politycznej, z dylematu wchodzić czy nie wchodzić w politykę? Może świadome, mocne wejście w politykę tych, którzy są gotowi w tym obszarze „walczyć i umierać”, uwolni pozostałych, by nadal prowadzili wyłącznie pracę organiczną i dysputy przy piwie? Czy „szkoda” do tego szyldu „Ordynackiej”?
A do czego potrzebne jest Stowarzyszenie? Wszak do organizacji jednej dorocznej imprezy w “Stodole” i towarzyskich spotkań środowiskowych nie potrzeba utrzymywania organizacji!
Popatrzmy na siebie!
Przecież chcemy żyć w dobrym społeczeństwie, budować i zarządzać dobrą gospodarką i mieć do czynienia z dobrą rzeczywistością polityczną! I przede wszystkim po to się stowarzyszamy. Po to aby od czasu do czasu, gdy sytuacja tego wymaga umieć wyartykułować swoją ocenę rzeczywistości i jeszcze raz powiedzieć na co w niej się nie zgadzamy i jak widzimy przyszłość. I również po to, aby, jak będzie potrzeba stanąć na barykadzie. Tyle? .. i aż tyle !!!
Nie jesteśmy stowarzyszeniem hodowców, więc nie zajmujemy się hodowlą, nie jesteśmy klubem sportowym, więc nie biegamy po boiskach. Chociaż nie jesteśmy partią polityczną to zajmujemy się polityką. Jesteśmy świadomymi obywatelami i dlatego polityki „nie odpuszczamy”. Obserwujemy ją,
komentujemy i próbowaliśmy i próbujemy ją zmieniać, wpływając na wszystkie środowiska. Ale ta metoda jest nieskuteczna (mało skuteczna) . Skuteczność w polityce to po prostu w niej konsekwentne i pełne uczestniczenie, a nie gra pozorów i środowiskowe kunktatorstwo.
„Ordynacka” obumiera w swojej niedopowiedzianej formule. Pozostało jej już tylko samodzielne, aktywne wejście w dyskurs polityczny. Jednocześnie osoby nie odnajdujące się w politycznej walce, winny realizować indywidualne strategie. Należy wyznaczać cele nie na wczoraj, ale na długi okres czasu.
Proponujemy normalne, codzienne działanie naszego środowiska, poprzez samoorganizację wokół regionalnych i lokalnych celów (przykładowo jak w załączonych materiałach – Strategii Stowarzyszenia) w czasie gdy wszystko się będzie w polskiej polityce zmieniać.
Za zespół programowy
Stanisław Kajzer
Katowice, Gliwice, maj-czerwiec 2006 r.