Moi Kochani normalni rodacy, trochę ostatnio rzadko się odzywam bo co tu dużo gadać, sami wiecie jak tu jest. w tej Ameryce. Ale spokojnie jeszcze nie jest aż tak, żebym chciał wracać, ale 18 maja pomogę.
Ostatnio pokonałem Książkę J.D. Vance’a, Hillbilly Elegy
Po polsku to dokładnie Elegia dla Wieśniaka – nie wiem czemu w Polsce ta książka ma tytuł „Elegia dla bidoków”. Hillbilly to wieśniak i nic ponadto. No ale … tu mówi się że jest to książka kontrowersyjna, a ja się tych kontrowersji nie doszukałem. Nie chcę krytykować stylu bo to nie ma stylu. To kreacja pisana prostym językiem, czasem nawet bardzo prostym jak znane powszechnie wypowiedzi JD.
Jeśli miałbym przyrównać styl pisarski do znanych nam autorów, to jako że JD w USA jest drugi „po bogu”, użyję tzw. porównań anafatycznych. To na pewno nie jest Sienkiewicz, nie jest też Prus, nie jest też Remigiusz Mróz, nie jest też Pani Grochola chociaż tu jest już blisko. Myślę że gdyby Michał Wiśniewski pokusił się o nieco dłuższe rozwinięcie swoich jakże esencjonalnych wynurzeń tak jak pani Grochola, to byłoby to coś bardzo bliskiego temu stylowi. Czyli banał ale rytmicznie powtarzany, takie „…powiedz, powiedz czemu ” świat twój milczy cały blady od wzruszeń, Niczym słońce zaćmione przez księżyc…”. Niby jest treść, a jakoby sensu nie było. Chociaż nasz Michał to jeszcze rymuje, u JD rymów nie ma.
Obraz „ Hillbilly – wieśniaka” jest mówiąc wyszukanie jednowymiarowy
Tak po prostu to obraz „prostego człowieka” (mówiąc eufemistycznie), który nie potrafi obudzić ambicji i tęskni za tym, żeby mu lepiej było, bo mu się to należy. Vance skupia się na indywidualnych wadach i marnych wyborach, których przyczyną jest ubóstwo intelektualne. Książka dotyczy specyficznej kultury starej emigracji, głównie szkocko-irlandzkiej zamieszkującej Apallachy. Już po wstępie można się zorientować że jest to promowanie określonej agendy politycznej. Bohaterowie to czwarte-piąte pokolenie emigrantów. Według J.Vance’a to już natywni amerykanie, którym przeszkadzają przyjezdni. Przeszkadzają bo zabierają im pracę, której oni i tak nie chcą wykonywać. Nie zadaje sobie pytania dla czego powszechna ignorancja prowadzi ich do narkotyków i kiepskich wyborów, ale tworzy bajkę, dopasowaną do gustów szerokiej publiczności. Taka książka pisana dla pieniędzy ale kierowana do tych co chcą i umieją czytać więcej niż 10 zdań, czyli do tych, którym w Ameryce źle nie jest.
W jednym z opisów Middletown leżącego nad rzeką nomen omen Miami, gdzie jeden z opisywanych przypadków wstaje i mówi „…nie jestem sam i nigdy więcej już nikt nie powie – Sępie miłości…” lub coś podobnego. Dowiadujemy się że jego rodzina żywi się rybami z rzeki, które są powszechnie uważane za nie smaczne lub nawet trujące.
Ten wątek przywiódł mi na myśl czasy mojej „socjalistycznej” młodości
Wtedy to, mieszkając nad równie zatrutą rzeką , jadaliśmy dorsze z rybnego sklepu, które w ludowym przekazie ulicy „reklamowane” były :”jedzcie dosze – g*wno gorsze”. Zajęło mi parę lat, zanim zakumałem, że dorsze nie żyją w tej rzece co śmierdziała w moim mieście, ale mimo to jadłem.
Wyobraziłem sobie, że owi mieszkańcy Vans’owego Middletown też pewnie musieli się podobnie motywować do jedzenie tych ryb, bo przecież mogło być jeszcze gorzej z ich żywieniem.
Aby więc nie było wam nudno w sytuacji, gdy nie polecam wam tej literackiej przygody, proponuję prostego jak styl tej książki – dorsza. Tego dorsza wam Bardzo polecam – jest smaczny …biedę czuć .
A więc – DORSZ w stylu JD
Składniki:
- 4 filety z dorsza 100-150g kazdy
czarny pieprz, do smaku - 2 łyżki oleju sezamowego dla dodatkowego smaku)
- 3 łyżki sosu sojowego
- 1 łyżka miodu
- 1 łyżka octu ryżowego (lub soku z limonki)
- 1 łyżka świeżo startego imbiru , imbir dobrze maskuje każdy smrodek
- 2 ząbki czosnku, posiekane
- 1 łyżeczka skrobi do zagęszczenia sosu
- 2 zielone cebulki, pokrojone w plasterki (do dekoracji)
- 1 łyżeczka prażonych nasion sezamu
ugotowany biały ryż
Instrukcja
Dopraw dorsza:
Osusz filety z dorsza ręcznikami papierowymi. Lekko dopraw obie strony sosem sojowym i pieprzem. Przygotuj sos sojowo-imbirowy:
W małej misce wymieszaj sos sojowy, miód, ocet ryżowy, starty imbir, czosnek i skrobie. Odstaw.
Rozgrzej oliwę z oliwek na dużej patelni na średnim ogniu.
Dodaj filety z dorsza (UWAGA – w temperaturze pokojowej !!!) i smaż z jednej strony, aż będą złocistobrązowe. Odwróć i smaż aż ryba będzie łatwo rozdzielać się widelcem – to w 3-5 minut łącznie, na obie strony.
Dodaj sos:
Zmniejsz ogień. Wlej mieszankę sojowo-imbirową. Polej rybę sosem, gdy będzie się gotować i lekko zgęstnieje (1–2 minuty). Zdejmij z ognia.
Podawaj szybko bo to danie traci wygląd z każda minutą
Połóż dorsza na gorącym ryżu (bo wiecie miska ryżu bogato się nie kojarzy !).
Skrop dodatkowym sosem z patelni. Udekoruj pokrojoną zieloną cebulką i nasionami sezamu.
…i Voila!
Pozdarwiam Kochani – a ryba mimo, że nie wyszukana potrafi zrobić wrażenie
Jedzcie dorsze …i wesołych jajek!
I na zakończenie polsko-amerykański suchar: Jakie buty nosi VANS ? – Trumpki.