„Śmierć pięknych saren”
to jedna z dwu ostatnich premier w krakowskiej Bagateli za dyrekcji poprzedniego dyrektora, Henryka Jacka Schoena. Wystawiona na scenie przy ul. Sarego w Krakowie. Teraz, jego następcy – Andrzej Wyrobiec i Krzysztof Materna – przenieśli spektakl na dużą scenę. I bardzo słusznie. Niech ogląda go jak najwięcej widzów! Bo to znakomite przedstawienie, wspaniale poprowadzone przez reżysera Jana Szurmieja.
Ta autobiograficzna opowieść, którą zapisał już chory psychicznie Ota Pavel (zmarł mając niespełna 43 lata) porusza, wzrusza, śmieszy, a przy tym poprzez jednostkowy los Popperów (tak wcześniej brzmiało nazwisko rodziny autora) daje opis, to liryczny, to groteskowy, żydowskiego losu. Nie znam literackiego pierwowzoru, ale jego sceniczna wersja – pewnie także dzięki adaptacji Pawła Szumca – poruszyła mnie swą poetyckością i lekkością. Mimo śmierci nie tylko w tytule.
Ota Pavel przywołuje los swej rodziny oczami dziecka, dziecka zafascynowanego ojcem – komiwojażerem, sprzedającym odkurzacze i lodówki, zapalonym wędkarzem (Ota przejmie tę pasję, czego dowodzi jego twórczość), a przy tym oddanym rodzinie, dobrym człowiekiem. Portretowany przez syna z czułą ironią, ale i groteskowo był ojciec znakomitym materiałem dla grającego tę rolę Krzysztofa Bochenka. I też dostał za nią Nagrodę Teatralną im. Stanisława Wyspiańskiego. Jakże zasłużenie. Dodam, że już później zagrał wybornie w „Pensjonacie pana Bielańskiego”. Bez wątpienia „Śmierć pięknych saren” to sukces tego aktora. Bez niego nie byłoby sukcesu spektaklu.
Wspomnę też o jeszcze jednym aktorze – Przemysławie Brannym, który jako Ota z łóżka szpitala, pewnie psychiatrycznego, zważywszy chorobę autora, prowadzi tę opowieść o dzieciństwie, o młodości zabranej przez II wojnę (Ota Pavel urodził się w r. 1930), o rodzinie, o powojennej fascynacji jego narodu komunizmem… Branny ma nawet chwilami sposobność mówienia i śpiewania po czesku, w języku, który wyniósł z domu…
A właściwie powinienem wymienić wszystkich aktorów, bo każdy z nich wnosi w ten wieczór istotny, niezbywalny element.
Miło się ogląda spektakl tak precyzyjnie zrealizowany od strony koncepcji reżyserskiej – i to za sprawą nie zawsze wyrafinowanych środków, tak przemawiający do widza, tak
świetnie grany, w tak harmonijnej i funkcjonalnej scenografii (Wojciech Jankowiak) i z tak dopełniającą aurę opowieści muzyką; są to piosenki innego Czecha, Jaromira Nohavicy.
„Śmierć pięknych saren” – znakomita pozycja w repertuarze Bagateli. Przynosząca liryzm i śmiech, będąca rozrywką, jak i źródłem refleksji, przywracająca wiarę w teatr i jego środki. W teatr, który ujmuje snutą opowieścią.
Brawo dla Jana Szurmieja – wspaniale, że ten doświadczony reżyser wrócił do Bagateli, uznanie dla wszystkich twórców. Naprawdę warto się zanurzyć w tę niespełna dwugodzinną historię.