Janusza Grzywacza LABORATORIUM i czerwone buty

Laboratorium

(krakowski koncert jubileuszowej trasy koncertowej zespołu Laboratorium)

Pierwsze, co zobaczyłem, to czerwone buty Janusza Grzywacza. Wyśmienicie czerwone. Tak więc nie zauważyć – się nie dało. To było jeszcze w części oficjalnej (w niej m.in. gratulacje od marszałka Senatu, prof. Tomasza Grodzkiego), kiedy wszedł wraz z Markiem Stryszowskim (ten wbił się w czarne lakierki) i jego żoną Zofią na estradę Nowohuckiego Centrum Kultury. Oto zaczynał się koncert jubileuszowy z okazji półwiecza grupy Laboratorium. A siedziałem tak, że przed sobą, miałem klawiszowe instrumentarium Grzywacza; gdy lider zespołu doń zasiadł, ujawnił że ta czerwień pnie się i powyżej jego kostek opinając łydki. I mnie się pomyślało, że te buty lidera Laborki są niczym muzyka, którą zaczął tworzyć przed półwieczem. Taka była – wyróżniająca się, wręcz narzucająca, nowa, świeża i pnącą się w górę; świat miał Joe Zawinula, Chicka Coreę a my Grzywacza i jego Laboratorium. „Muzykom udało się osiągnąć brzmienie zaskakujące nowością” – zauważał na początku lat 70. tamtego wieku recenzent „Ruchu Muzycznego”…
„Od pierwszej płyty szukaliśmy własnych brzmień. Nie ma na niej jeszcze syntezatorów, ale są preparowane struny fortepianu, Mietek Górka uderza dziwnymi przedmiotami w bębny, a Marek moduluje swój głos prostym echem produkcji czechosłowackiej. Niewątpliwie te ucieczki od brzmień standardowego kwartetu jazzowego pomogły nam zaistnieć. Inne brzmienie to inna muzyka, inna wrażliwość” – wspominał Grzywacz po latach, kiedy już miał mooga, piano Fendera, a Stryszowski mógł modulować głos przez nowoczesny vocoder.
Gdzieś w zamierzchłej przeszłości zacząłem słuchać Laborki i gromadzić jej czarne płyty, tzw. longplaye. W tym ten hitowy, sprzedany w 115 tys. egzemplarzy – „Modern pentathlon”. Był ewenementem i z innego powodu; zarejestrowany z początkiem lata 1976 roku dostępny był już jesienią podczas Jazz Jamboree. W ówczesnych realiach to rekord. Dowodzący pozycji zespołu i jego marki. Miał raptem jedną płytę i pierwsze nagrody, a już obok grup Czesława Niemena i Zbigniewa Namysłowskiego został wysłany na egzotyczny festiwal Jazz Yatra w Bombaju. I tam także ta muzyka – łącząca funky, fusion i jazz-rocka – odniosła sukces.
„…nasz pomysł na muzykę był nie do zabicia!” – usłyszałem od Grzywacza, gdy rozmawialiśmy z okazji 40-lecia jego zespołu.
Tak, były w dziejach Laborki przerwy, była wersja Duo Laboratorium, czyli Grzywacz-Stryszowski (pamiętam ich porywające koncerty podczas świnoujskiej FAMY), które to duo zasilał Jan Pilch (niestety wybitny muzyk, który z Laboratorium grał przez wiele lat, z powodu zdrowia nie mógł zasiąść do perkusji podczas obecnego jubileuszu), zmieniali się muzycy… A potem Janusz Grzywacz zaczął pisać dla teatru, filmu. Ale wciąż był wierny swej muzyce.
I ona wciąż się broni, czego dowodzi 10-płytowy box Laboratorium „Anthology 1971–1988”, jak i nagrany po ponad trzech dekadach, nowy studyjny album „Now”, z roku 2018. Utwory z tego krążka zabrzmiały i w NCK – „Nurek”, „Pustynna burza”, „Makijaż”, „Latin groove” – oczywiście my, młodzież z lat dawnych, a ta dominowała wśród publiczności, pamiętamy je z płyt wcześniejszych czy spektakli Teatru STU, w którym Grzywacz stał się jednym z wiodących kompozytorów.
Jubileuszowy wieczór pozwolił raptem na wyimki, za to w jakże oryginalnych wersjach. Przewinęło się bowiem przez scenę NCK kilkunastu muzyków. Poza podstawowym składem Laborki – Grzywacz, Stryszowski, Krzysztof Ścierański, Marek Raduli, Paweł Dobrowolski – grali i muzycy z pierwszego składu formacji – Mieczysław Górka (perkusja), Wacław Łoziński (flet), i gitarzysta Paweł Ścierański, który doszedł później, i zaproszeni goście – wokalistka Rasm Al-Mashan, skrzypek Adam Bałdych, perkusjonista Sławek Berny, dołączał też na perkusji Marcin Ścierański, syn Krzysztofa, a na finał doszedł Bernard Maseli, wibrafonista, który wreszcie mógł odebrać Złotą Płytę za wspomniany album „Now”. – Nagrałem sto płyt, ale Złotą mam po raz pierwszy – wyznał uradowany.
W czasie koncertu wspomniano i tych, którzy odeszli przedwcześnie, a współtworzyli historię Laboratorium – Zbigniewa Seiferta, który wziął udział w nagraniu pierwszego longplaya, Macieja Górskiego – basistę, Andrzeja Mrowca – perkusistę, jak i grającego na tym instrumencie po reaktywowaniu zespołu Grzegorza Grzyba, który zginął tragicznie już po nagraniu „Now”. To był fantastyczny wieczór, kończony owacją na stojąco, po której musiał zespół bisować. A ja widząc wigor Marka Stryszowskiego, śpiewającego, grającego, tańczącego, słuchając ognistych solówek pozostałych muzyków Laborki (fakt, od Janusza i Marka młodszych) przypomniałem sobie tytuł utworu granego przez grupę po reaktywacji – „Starość musi się wyszumieć”. Jeśli starość ma tyle świeżości, to musi, pomyślałem, przypominając sobie co parę lat temu pisał krytyk „Chicago Tribune”, że fusion krakowskiego zespołu jest zaskakująco świeże.

Miał fantastyczny pomysł Janusz Grzywacz zakładając Laboratorium. I teraz – czerwone buty.

(zdjęcia – Andrzej Głuc, 28.10.2021 Nowohuckie Centrum Kultury)