Jerzy Swatoń

Odszedł JERZY SWATOŃ.
Popularny IRZIK
(Paskudny Seafood dobrał się do niego i w krótkim czasie pochłonął)
Bardzo mi bliski kolega. Przyjaciel.

Jurek to była niezwykle pogodna postać. Osoba świetnie rozpoznawalna w środowisku, której nie dało się nie lubić. Należał do pokolenia ZSP -One (1) czyli tego przed tzw. zjednoczeniem ruchu młodzieżowego w 1973.
To na Śląsku oznacza bardzo dużo. To były takie charyzmatyczne osobowości jak Piotr Makselon, Romek Cichoń, Jan Trzeciak, Wojtek Stawiany, Marek Karnecki, Andrzej Szeląg, Jacek Moroń, Staszek Górecki etc. Ludzie wielkiego Formatu stawiający interes publiczny zawsze ponad własny. Krystalicznie uczciwi i empatyczni. Taki był Jurek. Myślał długoterminowo. Nie bał się wielkich projektów. Nie bał się żadnych wyzwań. Ufał ludziom. Dobrze dobierał kadry. Był tzw. pilnym uczniem – zawsze zgłębiał temat do dna. Uczył nas młodszych, aby sięgać do zasobów w skarbnicy zetespowskiej. Uważał- i tak nauczał i dawał przykład ze nasze kariery i awanse to tajże zasługa Organizacji i innych działających aktywnie osób. Dlatego był zdania ze nasi środowiskowi luminarze, którzy zrobili kariery powinni wspierać, uczyć i konsultować Młode kadry.
Kiedy zostałem szefem kultury w Śląskiej Radzie Okręgowej wysłał mnie do Warszawy do „naszego” człowieka Marka Karneckiego podówczas Dyrektora Gabinetu ministra kultury na konsultacje. Marek przyjął mnie – studenta – jak starego znajomego w ogromnym ministerialnym gabinecie dlatego, że Jurek poprosił. (do dziś zresztą przyjaźnimy się z Markiem) Jurek znał wszystkich ze swego pokolenia i jego wszyscy znali. Jego autorytetem zawsze był Piotr Makselon jego poprzednik na funkcji szefa Zarządu Wojewódzkiego. Często jeździł do Piotra na konsultacje czy po radę i nas do tego motywował. Mnie akurat nie musiał bo znałem Piotrka z P.Śl. jeszcze i podzielałem ten szacunek.
Jurek jako wyznawca tzw. „starej szkoły ZSP” uważał, że trzeba ciągle wyłuskiwać naturalnych liderów na jak najwcześniejszym etapie ich działalności, aby wspierać ich rozwój przez wciąganie do aktywności i projektów dając jak największe plenipotencje oczywiście na miarę ale ufać ich potencjałowi i uczciwości bo tak hartuje się stal.
W tamtych czasach organizacja dysponowała sporym budżetem zarówno inwestycyjnym jak i merytoryczno- organizacyjnym. ZSP i SZSP zarabiały sporo pieniędzy poprzez różne komercyjne działalności typu biuro podróży Almatur, potem Alma Art oraz Spółdzielczość Studencką wiec budżety były milionowe. I takież musiały być odpowiedzialne decyzje członków Zarządu Wojewódzkiego czy rad uczelnianych.
Jurek znany był z oszczędnego wydawania pieniędzy. Każdy projekt był przez niego prześwietlany do imentu. Szanował organizacyjne pieniądze bardziej jak swoje własne których zresztą nie bardzo potrafił zarabiać, bo też nie przywiązywał zbytniej wagi do majątku ani stanu posiadania. Jako ewangelik szanował pracę i jedynie z niej pochodzące zarobki uważał za właściwe.
Nie radził sobie z kobietami może poza Asią, która miała do niego anielską cierpliwość) wiec brak rodziny także nie motywował go do pogoni za groszem. Miał w tej sprawie luz jak w żadnej innej innej. Jurek zawsze był pełen energii i optymizmu. Zawsze uśmiechnięty i zawsze chętny do pomocy. Zawsze lewicowy w poglądach i zawsze w czynach. Zintegrowana postawa życiowa, ale multi culti. Nadwyżki energii lokował w tzw. dbl check (co bywało nieco upierdliwe …) i pomaganiu młodszym i zaczynającym swoją karierę działaczom. Nadwyżki miał spore i dziś byśmy to określili jako ADHD, a wtedy nadaliśmy mu ksywkę Traktorek.
Był wszędzie i był ciekaw życia, ludzi, wydarzeń. Był zakochany w kulturze studenckiej i doceniał jej wagę i misję. Kiedy mnie namawiał do podjęcia wyzwania właśnie w Kulturze (zostania Przewodniczącym Komisji Kultury śląskiego ZW SZSP) to właśnie to było jego argumentem. Odkrył we mnie zamiłowanie do teatru i muzyki. Razem chodziliśmy na koncerty. Pamiętał o mojej kabaretowej przygodzie w czasach studenckich i koncertach muzyki klasycznej które tam organizowałem i wierzył ze kultura potrzebuje polotu, rozmachu i oddechu szczególnie tu w Katandze jak nas nazywano w reszcie kraju. Znając moje rozliczne wady i niedoskonałości ufał ze uradzę i ten powiew otwartości wprowadzę. Wspomniałem ze Jerzy wierzył w uniwersalizację managerów. Był zdania, że aby stać się pełnoprawnym menadżerem w dowolnej dziedzinie to trzeba się stale rozwijać, sprawdzać w nowych dziedzinach i środowiskach oraz na różnych funkcjach. Już wtedy był zwolennikiem zarządzania projektowego choć nie znaliśmy jeszcze tego pojęcia, lecz pod jego kierunkiem je wdrażaliśmy. Multi dyscyplinarnych projektów było całe mnóstwo. Np Uniwersytet Śląski wraz z nami, czyli ZW SZSP podjął cenną inicjatywę.
Ex-działacz ZSP i jednocześnie dyr. Admin. UŚl Tadeusz Donocik (późniejszy wiceminister Gospodarki) rozkręcał właśnie projekt Międzynarodowego Festiwalu Folklorystycznego. Jurek jako szef ZW mianował mnie szefem Logistyki i Operacji tej już wtedy ogromnej i jeszcze dynamicznie rozrastającej się imprezy. Przyjeżdżało kilkuset uczestników z całego świata występować. Na kolorowe i roztańczone, rozśpiewane multijęzycznie koncerty przychodziły tysiące mieszkańców Czarnego Śląska. Jurek, pracowity Cieszyniak, znawca i miłośnik cieszyńskiego folkloru biegał na wszystkie koncerty i walczył, aby zapełnić sale koncertowe, aby aplikować Śląskowi ten folklorystyczny tęczowy świat w pigułce. Sam grał trochę na pianinie i ładnie śpiewał.
Udział w takim projekcie i obcowanie z dorosłymi zawodowymi menadżerami to jak dodatkowy fakultet. Jurek to wiedział i zmuszał nas do coraz to nowych wyzwań.
Kiedy wymyślił ze już wystarczająco mnie przemaglował przez te kilka lat wziął mnie na rozmowę, w której przekonywał, że jestem najlepszym kandydatem na jego miejsce i że on pomoże mi w kampanii wyborczej (w ZSP nie dało się narzucić studentom kandydata – to musiał być samorodny lider który wygra niezależne i tajne wybory, bo jest dobry po prostu).
Jednak postawił warunek: Zbychu zrobisz magisterium przed jesiennymi wyborami. Inaczej będę działał przeciwko twojej dalszej obecności w strukturach Organizacji. Czas wydorośleć. Ja wiem, jak to jest. Jak nie teraz to nigdy, bo już dziś nie wierzysz w niezbędność tego wysiłku. Zbyt wielu naszych pokutuje teraz za lekkomyślność.
Na dodatek nasłał na mnie Piotrka Makselona bo wiedział, że żywię do niego szacunek, Krzysia Jakubowskiego z ZG SZSP, Witka Nawrockiego ex wiceprezydenta MZS, Jurka Koźminskiego i paru innych kolegów.
Nie było wyjścia – Zabrałem się do pracy i dzięki ogromnej pomocy przyjaciół studentów lat niższych, którzy wspierali mnie np. w zrobieniu wielogodzinnych prac badawczych i laboratoryjnych wywiązałem się.
Gdy byłem już szefem Śląskiej Rady Okręgowej Jurek został moim mentorem, ale i „poganiaczem”. Sam kipiący pomysłami i energią wpadał na 3-go maja i domagał się ich realizacji.
Przyjaźniliśmy się całe dorosłe życie. Jeszcze w ub. roku planowaliśmy udział w pewnym ekologicznym projekcie. Jurek przez lata stał się ekspertem w ekologii. Wierzył szczerze i w tej dziedzinie był fundamentalistą. Kiedy w końcu został doceniony przez rządzących i mianowano go Ministrem Ochrony Środowiska okazał się do tego stworzony. Otoczył się najwyższej próby ekspertami i fachowcami i zgodnie z swoją ksywką Traktorek harował naprawdę. .
Kiedy zakończył swoją misję chętnie sięgano po jego wiedzę i doświadczenie. Wiele lat pracował dla BOŚ (Bank Ochrony Środowiska) i dla Funduszu Ochrony Środowiska czy Izby Ochrony Środowiska pełniąc również funkcje zarządcze.
Kochał Cieszyn skąd pochodził. Chętnie opowiadał historię tego regionu. Znał tajniki losów regionu i jego ludzi. Był zwolennikiem Wolnych Moraw wprawdzie jako projektu autonomii bardziej niż jako separatystycznego co mu nie przeszkadzało lubić Czechów, ich kuchnię i piwo. Zaolzie uważał za polskie. Bywał w Pradze. Trochę tam pracował nawet. Był wielbicielem Jurka Koźmińskiego, którego uważał za wybitną osobowość, wybitnego polityka i dyplomatę i często przywoływał jego przykład. Niemal tak często jak Aleksandra Kwaśniewskiego, którego był niemal wyznawcą i popularyzował go jako najwybitniejszą postać środowiska Ordynackiej, której był zresztą współzałożycielem.
Był aktywnym członkiem SLD i nigdy z tym się nie krył.
Jurek był też chętnym dyskutantem i nie odpuszczał w ideowych debatach wychodząc zawsze z pozycji ideowo lewicowych. Takie dyskusje nieraz trwały do rana i nierzadko w sporym biesiadnym gronie. Przy takich okazjach przedkładał piwo nad popularną wówczas wódkę. Wywalczył osobiście klub Puls przy pl. Wolności w Katowicach dla środowiska akademickiego, a potem budynek Marchołta na klub, gdy utraciliśmy Puls.
Gdy organizowałem festiwale Teatru i Kabaretu w Katowicach czy festiwal Rawa Blues (który wymyśliliśmy z Irkiem Dudkiem jako inspiratorem i Heniem Zarembą) w tych pomieszczeniach artyści dyskutowali o sztuce, jej wymiarze akademickim i ponadczasowej szlachetnej misji wolności i narzekaliśmy na oczywiście. Jerzy chętnie przychodził i uczestniczył, namawiał do aktywności i walki, do brania spraw w swoje ręce a nie kłapania dziobem. Był człowiekiem czynu i miał niewyczerpywalne zasoby energii.
Lubił być zapraszany i lubił konfrontować swoje poglądy. Nigdy nie był fanatykiem. Był dobrym człowiekiem. Wyrozumiałym dla innych i tolerującym nasze ułomności. Był tęczową osobowością kolorowym ptakiem wirującym w szarej śląskiej rzeczywistości którą chciał wypełnić kolorami jak malowanki. Śląsk postrzegał jak świat z naiwnych obrazów śląskich artystów jak Paweł Wróbel, Teofil Ociepka, Ewald Gawlik, które można zobaczyć w muzeum Nikiszowca.
Żegnając Irzika, żegnam przyjaciela, któremu moje i następujące pokolenia winne są szacunek i wdzięczność za ogrom wykonanych i spełnionych działań dla Polski.

Żegnam ciepłego miłego i dobrodusznego człowieka, który wszystkim chciałby przychylić nieba i wszystkich uszczęśliwić.
Żegnamy Cię Jureczku i wiedz, że będzie nam brakowało Twego perlistego zaraźliwego śmiechu.
Będziemy się uśmiechać na to wspomnienie!

Bo tak chciałbyś.