Lokomotywę dziejów przestał napędzać węgiel

Sejm 16 stycznia 2015 roku przegłosował projekt Ustawy o OZE i skierował ją do Senatu. Przedłożenie rządowe, po wielokrotnych zwrotach akcji w 7-letnim okresie przygotowań i dyskusji, zostało przenicowane w głosowaniach zgłaszanych poprawek 16 stycznia na Sali Sejmowej. Ustawa przeszła do dalszego etapu legislacji – do Senatu. Spodziewana jest dalsza „masakra” projektu, z którego nikt nie jest zadowolony – ani koalicja, ani opozycja, ani środowiska energetyki „tradycyjnej”, ani zwolennicy Odnawialnych Źródeł Energii (OZE). Siedzimy w poczekalni w oczekiwaniu na „rozkład jazdy”, gdy tymczasem światowa „lokomotywa dziejów” ofjechała kilka lat temu i jedzie nieprzerwanie. Bez nas…

Bezwzględnie konieczna jest debata na temat przyszłości energetyki w Polsce, rzetelnie i szeroko prowadzona ze społeczeństwem. Zmiany w gospodarce – już nie tylko europejskiej, ale i światowej są faktem nieodwracalnym. W niemieckiej gospodarce – silniku Europy, OZE stanowią od kilku ostatnich lat rosnący kawałek tortu mikstu energetycznego, a w 2014 stały się największą częścią wyprodukowanej niemieckiej energii (OZE – 25,8%, węgiel brunatny – 25,6%, węgiel kamienny – 18%, atom – 15,9%, gaz – 9,6%, ropa – 0,8%, pozostałe – 4,3%). W Niemczech od lat spada udział węgla kamiennego i gazu w wytwarzaniu energii, a na dodatek Siemens wycofał się całkowicie z energetyki jądrowej i trudno nie domyślać się korelacji tego faktu z decyzją federalnego rządu o odwrocie z „jądrówki”. Francuzi są u progu swojej strategicznej decyzji w tej materii. Jednocześnie w 2014 roku powstał, pod auspicjami rządów Francji i Niemiec, francusko-niemiecki koncern (wzorowany na lotniczo-zbrojeniowym europejskim Airbusie), zajmujący się technologiami OZE oraz przesyłem i magazynowaniem energii. Duńczycy w 2014 także odtrąbili sukces swoich wiatraków, dołączając do reszty krajów skandynawskich, które już od lat czerpią największą część energii z OZE. W Brazylii około 1/3 paliwa produkuje się z roślin. Stany Zjednoczone od 2015 roku zmniejszają cła na chińskie panele fotowoltaiczne, a Kalifornia ogłasza, że w 2030 roku osiągnie pułap 50% energii wytwarzanej z OZE. Porozumienie między Stanami Zjednoczonymi i Chinami zawarte w końcu 2014 roku w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych wyznacza kierunek zmian na poziomie globalnym i oddala argument, że tylko Unia dba o klimat i stawia ambitne cele skoku technologicznego w energetyce. Japońska Toyota ogłosiła gotowość całkowitego przejścia na produkcję hybrydowych samochodów, a władze KPCh przyjęły 5-letni plan zmniejszania smogu w chińskich metropoliach. Moim zdaniem „masa krytyczna” skoku cywilizacyjnego właśnie została przekroczona wraz ze schyłkiem 2014 roku.

Polska nie może pozostać technologicznym skansenem!

Jeśli Polska poważnie chce przyspieszyć we wdrażaniu nowych technologii energetycznych (w tym OZE) musi położyć nacisk na twardą egzekucję prawa dotyczącego energooszczędnego budownictwa i ograniczenia niskiej emisji a więc eliminacji „palenia czymkolwiek” w indywidualnych instalacjach grzewczych! Polska musi zwiększyć efektywność spalania paliw w energetyce i wdrożyć inne normy nowej energetyki. Musi to robić w atmosferze powszechnego wsparcia społecznego, mimo naturalnego oporu środowisk tradycyjnej energetyki, które będą traciły dominację w tej dziedzinie gospodarki. Tak gigantyczny skok cywilizacyjny wymaga poważnej, szerokiej debaty, a może i nawet umowy społecznej w sprawie polityki klimatyczno-energetycznej w Polsce, by wykorzystać szansę modernizacyjną i innowacyjną, by włączyć w tę zmianę cywilizacyjną wszystkie sektory gospodarki i całe społeczeństwo. To ambitne zadanie leży w rękach polityków i edukacji. Polski rząd, a właściwie ludzie zarządzający branżą energetyczną w Polsce, mogą wciąż stawiać na węgiel, ale mogą też wykorzystać wzbierającą falę zmian już nie tylko w Unii, ale i na Świecie, by wreszcie zmienić energetyczne podstawy polskiej gospodarki, podciągnąć tym polską gospodarkę na wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego. Bezruch i stagnacja w tym sektorze będzie nas kosztowała coraz więcej i to w postępie geometrycznym. Koszty utrzymywania skansenu energetycznego w Polsce będą nas coraz więcej kosztować, a bez wdrażania nowej energetyki zaprzepaścimy szansę rozwojową i modernizacyjną.

Problem przebudowy sektora energetycznego w Polsce jest dostrzegany w UE więc pytanie brzmi czy Polska ten problem dostrzega?

Ostatnie decyzje o strumieniach finansowania unijnego wskazują, że w Unii Europejskiej zdają się lepiej widzieć problemy polskiego sektora energetyki i potrzeby zmian w nim, niż my je widzimy w Polsce. I nie mówię tu o polityce energetyczno-klimatycznej UE, która poważnie jest traktowana w takich krajach jak Wielka Brytania, Francja, Holandia, a nawet Hiszpania czy Włochy, nie mówiąc o Niemcach czy krajach skandynawskich. Chociaż warto wskazać, że to polityka klimatyczno-energetyczna skierowała w europejskich celach perspektywy finansowej do 2020 roku około 20% Unijnego Funduszu Spójności na przebudowę niskiej emisji we wszystkich krajach Europy. Polska otrzymała ponad 82 mld Euro na fundusz spójności. Czy 20% tej kwoty (20,5 mld Euro) Polska zdoła skierować na obniżenie niskiej emisji czyli budownictwo energooszczędne, termomodernizację i zmianę dzisiejszej praktyki palenia „byle czym” w domowych kotłowniach? Obowiązuje nas taki sam cel wydatkowania jak w Niemczech i w Słowenii, która ma najostrzejsze normy środowiskowe w Europie! Potraktujemy to równie poważnie? Dodatkowo, poza Funduszem Spójności i innymi Funduszami, Polska administracja rządowa, bez nadzwyczajnych zabiegów, na unijnym szczycie klimatyczno-energetycznym w październiku 2014 roku nie tylko uzyskała 984 mln uprawnień do emisji CO2, na aukcyjną pulę, do rozdzielenia wśród najbardziej energochłonnych podmiotów gospodarczych działających w Polsce, ale i 135 mln uprawnień do bezkarnej emisji CO2 na fundusz modernizacyjny, do sprzedania przez centralną administrację państwową Polski. Ta druga pula, przy szacowanej na lata 2020-2030 cenie za uprawnienia na 25 Euro za tonę CO2, to 110 mld zł !!! Z tego 28 mld zł otrzymają wprost (!!!) firmy energetyczne w Polsce, w ramach tzw. bezpłatnych uprawnień do emisji dwutlenku węgla. A są to „żywe pieniądze” w bilansach finansowych przedsiębiorstw polskiej energetyki! Dodatkowo polskie państwowe przedsiębiorstwa energetyki mogą otrzymać ok. 13,5 mld zł dotacji na inwestycje bezpośrednie. Czy pozostawienie decyzji o sposobie wydatkowania takiej góry pieniędzy w tak krótkim czasie (roczny budżet Polski to około 300 mld zł) , które przesądzą na dziesięciolecia o kształcie wytwarzania energii w Polsce, należy pozostawić ludziom dzisiejszego sektora energetyki, którzy wciąż widzą tylko węgiel w podstawie energetycznej gospodarki? Ze skoku cywilizacyjnego nic nie będzie, jeśli bossowie energetyki sami podyktują warunki wydatkowania tej kasy. Te pieniądze wydane do 2020 roku, przesądzą o polityce rozwojowej, środowiskowej i przemysłowej w Polsce nawet do 2050 roku. Tymczasem w środowisku węglowej energetyki (bo taka dominuje w Polsce), już padają głosy, że sprawa rozdziału środków jest bardzo skomplikowana i trzeba ją pozostawić „branży”, bo to „branża będzie realizować właściwe inwestycje” w zamian za zwolnienie z opłat za emisję CO2, które Unia zafundowała polskiej gospodarce, poza „normalnymi
” funduszami unijnymi. Niestety społeczeństwo się na tym nie zna, a na dodatek w powszechnej opinii praprzyczyną tych opłat i wszelkich kosztów jest uporczywe wspieranie przez Unię „tych odnawialnych źródeł”, a więc jakiś wytwór „nawiedzonych od środowiska”. Ta powszechna opinia jest powtórzeniem odwiecznego mechanizmu społecznego towarzyszącego wielkim zmianom cywilizacyjnym i jest tak trafna jak opinia u progu współczesności, że podróżowanie lokomobilą z prędkością większą od prędkości furmanki zagraża ludzkiemu życiu i że koń jest tańszy w użyciu niż samochód, a kaganek i lampa naftowa tańsza od „tej elektryki”. A przecież chodzi o skok cywilizacyjny, a nie o same źródła energii, które do tego skoku są narzędziem.

A dlaczego się społeczeństwo na tym nie zna? Dlaczego tego procesu nie rozumie?

Bo dyskusja toczy się na konferencjach i kongresach finansowanych przez 4 polskie koncerny energetyczne, występują na nich eksperci opłacani przez Tauron, Energę, PGE i Eneę lub wprost członkowie zarządów tych spółek skarbu państwa, dla których życiowym być albo nie być jest utrzymanie węglowej podstawy polskiej energetyki. Lobby węglowe nie ogranicza się do samego górnictwa i węglowej energetyki. To także całe otoczenie górnictwa – począwszy od producentów maszyn i wyposażenia, na producentach odzieży roboczej skończywszy. To oczywiście duży kęs polskiej gospodarki, ale tylko kęs, a nie cała spiżarnia… W miejsce realnej debaty, upowszechnienia wiedzy i podejmowania analiz strategicznych odbywa się nieustający potok wypowiedzi ekspertów finansowanych przez spółki energetyczne na sponsorowanych przez nie kongresach gospodarczych i konferencjach. Tam, w oparach darmowej kawy, „edukują się” politycy kreujący następnie rzeczywistość gospodarczą ustawami i kandydatami na stanowiska ministrów rządu. Dzisiejsi menadżerowie energetyki nie mogą w nieskończoność nie zauważać światowych zmian i uparcie trzymać się węgla – wyłącznie, bazowo, w lwiej części i jak tam byśmy tego nie nazywali.

Tymczasem widać jak na dłoni, coraz wyraźniej, że po 300 latach eksploatacji śląskiego węgla, jej obecna kontynuacja jest zbyt droga dla polskiej gospodarki i społeczeństwa. Coraz więcej węgla transferowanego jest do polskiej energetyki z kopalni afrykańskich, azjatyckich, rosyjskich, czy amerykańskich, a więc w ślad za tym z polskiej gospodarki następuje gigantyczny transfer „kasy” w tamtych kierunkach. Tak więc utrzymywanie węglowej monokultury w energetyce staje się dla polskiego społeczeństwa bezsensowne. Jednocześnie coraz wyraźniej widać, że nie ma możliwości ponoszenia coraz wyższych kosztów nierentownego polskiego górnictwa. Oznacza to, że odwieczny argument o węglu jako gwarancie niezależności energetycznej Polski, traci sens. Polska również posiada złoża ropy naftowej i gazu, ale nikt nie próbuje wmawiać, że to jest podstawa bezpieczeństwa energetycznego Naszego Kraju, tylko dlatego, że i ropa i gaz są pod polską ziemią. Polska nie jest wyspą zawieszona w próżni. Światowa „lokomotywa dziejów” odjeżdża i nie jest to już lokomotywa na węgiel !