(tekst opublikowany na Blogu Józefa Oleksego,
na platformie internetowej Onet, z datą 23 lipca 2007)
W dodatku do Dziennika „Europa” z 21.07 br. Paweł Śpiewak w rozmowie z C. Michalskim wywodzi z dużym zatroskaniem, że oportunizm stał się główną zasadą polskiej polityki, że liczy się tylko to jak dany krok przełoży się na reakcję mediów i poparcie opinii publicznej a nie to jakie będzie mieć merytoryczne konsekwencje. Dodaje też, że polska polityka w 80% jest opanowana przez oportunizm demokratyczny. Nazywa to co więcej „kompletną oportunizacją” polityki połączoną z partyjną plemiennością. Blog pewnie nie jest miejscem na dyskusje o modernizacji, upadku etosu inteligencji i twórczym osamotnieniu intelektualistów. Dlatego nie zamierzam rozwijać wywodu tym bardziej polemicznego bo z wieloma obserwacjami P.Spiewaka się mogę zgodzić. Dziwi mnie tylko, że P. Śpiewak dochodzi dziś do swoich konstatacji.
Oportunizm w polskiej polityce zaczął się nachalnie utrwalać wraz ze zbyt szybkim zanikaniem idei jako przewodnika dla zmian, wraz z nastaniem niezdolności do polityczno-historycznych uzgodnień. Środowiska polityczne i partie polityczne zatopione w zawziętej grze pozorów dawno zniechęciły społeczeństwo do swoich pomysłów zwłaszcza, że w miarę upływu czasu tych pomysłów zaczęło być coraz mniej i dla zwykłych ludzi stało się jasne, że nie o ich interesy chodzi lecz właśnie o interesy coraz bardziej zamkniętych grup które zaczęły same siebie nazywać „elitą polityczną”. Powstaje pytanie na ile zasadne jest określanie oportunizmu przymiotnikiem „demokratyczny”. Jako cecha zachowania może mieć miejsce w każdych okolicznościach. Pocieszająca jest myśl P.Spiewaka, że polskie społeczeństwo nie źle się poddaje modernizacji bez udziału i wpływu partii politycznych, które tracąc zdolność przewodzenia ludzkiemu myśleniu i przeżywaniu zamieniają się w bardziej czy mniej sprawne ogniwa inżynierii politycznej przeliczającej wszystko na procenty sondażowe i mandaty a liderzy na osobiste kariery. Piszę to z pewnym smutkiem jako człowiek który politykę rozumie dość tradycjonalnie czyli jako służbę ludziom wymagającą znajomości ludzkich miar i oczekiwań. W tym samym tekście Paweł Śpiewak nieoczekiwanie przeskakuje do krytyki lewicy w całości. Stwierdza oto: „Charakterystyczną cechą lewicy jest nieustanne poczucie oburzenia.Oni są estetycznie i etycznie oburzeni niegodziwością, niesprawiedliwością, prostactwem tego świata. Uzewnętrznianie tego oburzenia tego tonu skandalu – który polityka nieustannie wywołuje, bo musi być w jakimś sensie skandalem – w gruncie rzeczy nie pomaga ani w zrozumieniu życia publicznego, ani w zakorzenieniu się w nim.” Tyle profesor Śpiewak. Nie jestem pewien czy na lewicy wezmą sobie do serca poradę co do „estetycznego i etycznego oburzenia” wobec rzeczywistości. Posłaniem lewicy społecznej jest wyrażać niepokój i aspiracje ludzi, skłaniać ich do twórczego rozumienia swojej obecności wśród innych, nie godzić się na status quo, być za postępem i rozwojem. Uzewnętrznianie oburzenia wobec niegodziwości i prostactwa także w polityce na pewno nie przeszkadza w zrozumieniu życia publicznego. P.Śpiewak odbiera też lewicy prawo do jakiejkolwiek artykulacji liberalnej. Mówi bowiem tak: „jeśli SLD się podpisuje pod projektem liberalnym to po prostu deprawuje liberalizm, odbiera mu jakąkolwiek wiarygodność etyczną!” Nieładnie Panie Profesorze! Przy takim podejściu daleko się nie zajedzie. Pomijając, że lewica wyzbyła się „wstrętu” do liberalnego myślenia bo wyzbyła się w ogóle wielu swoich ostrych i wyrazistych zawołań-to jednak rezerwowanie komukolwiek „prawa wyłączności w politycznych konotacjach jest tak samo nieuprawnione jak orzekanie że lewica społeczna w Polsce ma w jakiś szczególny sposób nosić stygmat „postkomunistów”.