SZALEŃSTWO

Krzyk

Antyuchodźczy obłęd pisowskiej junty można opisywać w kategoriach heglowskich.
W „Encyklopedii nauk filozoficznych” Hegel definiuje szaleństwo jako specyficzny rodzaj „naturalności”, za sprawą której dochodzi do uwolnienia egoistycznych afektów i urojeń, wrogich rozumnemu duchowi.
Przekład angielski, w odróżnieniu od polskiego, który wierniej trwa przy literze oryginału — bardzo mocno akcentuje regresywną dynamikę obłędu. Jest on określony jako dosłowny odwrót do natury („reversion to mere nature”).
Wiąże się to z bezrozumnym odruchem ucieczki przed światem „do siebie”, schronienia się w azylu „ducha subiektywnego”, w zamkniętym kręgu jego fantazmatów. Oznacza to jednak zerwanie z „duchem obiektywnym”, a co za tym idzie — z rozumnością w ogóle. Jeden z angielskich przekładów „Fenomenologii”, uciekając przed translacyjną literalnością, metaforyzuje to irracjonalne lgnięcie „do siebie” jako „bycie w domu” (oryginał określa ten „dom” jedynie abstrakcyjnie: jako to, co dla świadomości jest czymś, w czym przebywa ona sam na sam ze sobą: „…das, worin es bei sich selbst ist…”. Przy czym ten cały „dom” jest substancjalnie pusty, bo opuszczony przez Ducha, przez rozum.
Na bazie takiego „misreading” Daniel Berthold-Bond buduje ciekawą teorię w swoim studium „Hegel’s Theory of Madness” (1995). Jego zdaniem ucieczka w „domowość” („at-homeness”), do kokonu utożsamienia, gdzie panuje proste równanie „Ja = Ja” wykluczające obecność zewnętrznej inności — ma wiele wspólnego z dialektyką pana i niewolnika.
I tak jak w klasycznym układzie pan był uzależniony od pracy, jaką wykonywał niewolnik, czyli sam stawał się niewolnikiem — tak świadomość, która zamyka się „w domu”, żeby niepodzielnie w nim panować, staje się sługą majaków, które rządzą „domem” pozbawionym rozumu.
Tak wyglądają dziś sprawy w Polsce i tylko potężny kryzys (brutalne wtargnięcie Realnego z zewnątrz, zapaść wewnętrzna) — byłby w stanie doprowadzić do przesilenia, szybko gaszącego ognisko obłędu. Bardziej prawdopodobne jest jednak powolne duszenie się toksycznej wędzarni, jaką stała się „ojczyzna”.