W tym kontekście wypowiedź aktualnego Premiera – Donalda Tuska jest skrajnie niewiarygodna po mocno spóźnionym przyjęciu przez Rząd RP projektu Ustawy o OZE. Powiedział on że „…zbyt duże wsparcie z budżetu instalacji wytwarzających energię elektryczną z odnawialnych źródeł energii doprowadziłoby do wzrostu cen energii i byłoby zabójcze dla polskiej gospodarki…” i że rząd, nie spiesząc się z przyjmowaniem ustawy o OZE, „…uratował dla polskich rodzin…” miliardy złotych. Czy uratował?
Na co rzeczywiście wydano i wydaje się nadal subwencję?
Od kilku ostatnich lat utrzymujemy system nadmiarowo wspierający dwie technologie uznane za OZE. O ile wsparcie dla „starych” wodnych elektrowni jest z powodów technologicznych i prostej logiki, wsparciem dla OZE. O tyle efekty wspierania tzw. współspalania czyli spalania w dotychczasowych instalacjach energetycznych wybudowanych do spalania węgla energetycznego, paliw pochodzenia odnawialnego razem z węglem, są całkowicie przeciwbieżne do celu wdrażania OZE, ochrony środowiska i efektywności (sprawności) energetycznej. Współspalanie było trick’iem tzw. „zawodowej energetyki”, która w starych, zdekapitalizowanych paleniskach kotłów, zbudowanych za „wczesnego” Gierka, rozpoczęła około 2005 roku współspalanie węgla z biomasą, klnąc jednocześnie na jej cenę. Prawnie jednak zobligowano energetykę do produkcji energii z OZE lub wnoszenia „karnych” opłat. Ustawą energetyczną ustanowiono mechanizm tzw. opłaty zastępczej, którą energetyka wnosi na konta Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW), jeśli parytet energii z OZE nie osiągał kilku, a potem kilkunastu procent w sumie produkowanej energii przez każdego dużego producenta energii. NFOŚiGW z pozyskanych w ten sposób środków miałby finansować odnawialne źródła energii (OZE). Należy tu wspomnieć, że intencją ustawodawcy nie było przerzucanie zwiększonego kosztu biomasowego surowca, droższego niż węgiel, na konsumentów energii, a raczej mobilizowanie producentów energii do poszukania w swoich przedsiębiorstwach oszczędności oraz mobilizowania ich do innowacyjnych inwestycji. Firmy energetyczne działają wszak na regulowanym rynku (ceny energii są stabilizowane przez Państwo poprzez zatwierdzanie corocznych taryf przez Urząd Regulacji Energetyki (URE). Pamiętać należy, że od początku XXI wieku polska energetyka przechodzi, niedokończoną do dziś transformację i liczono, że kilka, kilkanaście procent w perspektywie kilkunastu lat energetyka przesunie z nieefektywnych wydatków na sfinansowanie własnych źródeł odnawialnych. Po drodze zarobiliby deweloperzy, firmy instalacyjno-budowlane i ich pracownicy oraz powstałby polski rynek dostawców OZE. Tymczasem polska monopolistyczna energetyka nadal finansuje sport, wydarzenia kulturalne, a przede wszystkim najwyższe średnie zarobki w polskiej gospodarce, a nie odnawialne źródła energii. Tak to cele strategiczne, modernizacji kraju, zostały jak zwykle zastąpione doraźnymi sukcesikami pozwalającymi „błyszczeć” Prezesom i Zarządom na polityczno-medialnej scenie.
W Polsce strategia energetyczna realizuje krótkoterminowe cele sektorowe, a nie prorozwojowe.
W sektorze gospodarki, który jak mało który stanowi o podstawach rozwojowych kraju brak jest spójnego działania. Efektem ostatnich 10 lat są dramatycznie zdekapitalizowane zasoby wytwórcze energii, przestarzałe technologie energetyczne (czyli drogo i nieefektywnie wytwarzana energia) i coraz większa zależność sektora od politycznych rozgrywek personalnych. Na dodatek frazesy o bezpieczeństwie energetycznym głęboko sprzeczne są z rosnącymi hałdami polskiego węgla, wobec spalanego w polskich elektrowniach ponad 30% węgla z importu. Tymczasem reforma polskiego przemysłu wydobywczego zastępowana jest strachem przed górniczymi demonstracjami w Warszawie.
Niespieszna w działaniu Komisja Europejska z coraz większym zniecierpliwieniem patrzy na „polski bałagan”. Oficjalnie zauważyła, że koszt systemu współspalania (stosowanego w tej formie wyłącznie w Polsce), mógł wynieść 4,5 mld złotych. Jest to poziom wydatków, który dzisiejszy rząd nie tyle wydaje w imieniu podatników na technologie OZE, przyczyniając się do ich polskiego rozwoju, ale który wydaje od kilku lat na kontynuację bredni rozliczania współspalania, „zielonymi świadectwami”, zaliczając współspalanie jako technologię OZE.
Jaki system działa dziś ?
W 2004 roku Polska wprowadziła system wsparcia OZE oparty na tzw. kolorowych świadectwach. System opiera się na wydawanych przez Urząd Regulacji Energetyki wytwórcom energii z Odnawialnych Źródeł Energii (OZE), poświadczeń pochodzenia wytworzonej energii. Świadectwa te maja charakter papierów wartościowych, których rynek jest podstawą rozliczania ilości wytworzonej energii z odnawialnych źródeł w Polsce. System ten został zaprojektowany i wdrożony w celu implementacji w Polsce unijnej dyrektywy 2001/77/WE dotyczącej promocji energii elektrycznej z OZE. Dyrektywa ta dotyczyła celów jakie postawiła sobie Unia Europejska na rok 2010. Na przełomie lat 2012/2013 doszło do załamania rynku zielonych świadectw, gdyż energetyka zamiast je kupować, „produkowała” je „we własnym zakresie” – współspalaniem właśnie. Doprowadziło to do załamania biznesplanów wszystkich rozgrzebanych inwestycji OZE, wycofania się z polskiego rynku dostawców technologii, zamrożeniem prac nad własnymi rozwiązaniami.
Od 2009 roku obowiązuje kolejna dyrektywa 2009/28/WE, w której zobowiązania dotyczą energii finalnej i cele są wiążące, nie tak jak w poprzedniej dyrektywie, która była tylko wskazaniem drogi. Tym samym od ponad 4 lat Polska nie wdraża obowiązującej dyrektywy, a starą, poprzednią, nieaktualną. Dlaczego?
W 2013 roku, wydawało się, że po 3 latach dopracowywania szczegółów v-ce Premier i Minister Gospodarki Pawlak dowiosłuje do brzegu. Tocząc boje z lobby wiatrakowym, z Ministrem Finansów i Prezesami Tauronu, Enei, Energi i PGE, Minister Gospodarki miał gotową, kompletną Ustawę o OZE. Niespodziewanie przestał być Prezesem koalicyjnego PSL i członkiem Rządu. Wraz z nim zniknęła dobrze przygotowana Ustawa, odpowiadająca nie tylko Dyrektywie 2009/28/WE, ale i stanowi polskiego rynku energetycznego.
W jej miejsce zaproponowano z dnia na dzień niedopracowany projekt, który w bodaj 6-tej wersji został „przepchnięty” przez Rząd 8 kwietnia. Dane do wyliczeń skutków ustawy pracownicy Ministerstwa Gospodarki przyjęli arbitralnie, a zapisy projektu zabezpieczają interesy „tradycyjnej energetyki” w Polsce. Zapisy o prosumentach są listkiem figowym, a środki, które zaproponował Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w programie Prosument na dofinansowanie indywidualnych mikroinstalacji nie uruchomią „obywatelskiej energetyki”. Potrzeba na to regularnego, czytelnego systemu finansowania, a nie jednorazowych konkursów piękności.
Umieszczone w przyjętym przez Rząd projekcie Ustawy o OZE zapisy ograniczające ceny sprzedaży nadwyżek energii z mikroinstalacji do 80% ceny rynkowej to nonsens w sytuacji, gdy rynku rozproszonej, „obywatelskiej” energetyki w Polsce nie ma. Projektodawcy tworza pozory wsparcia dla mikroinstalacji, a faktycznie tworzą rynek dla bogatych hobbystów. Dotyczy to także budownictwa pasywnego i tzw. Efektywnego wykorzystania energii (EWE).
Ośrodek dyspozycyjny tej gry jest w Ministerstwie Finansów.
Koszty ponoszone przez społeczeństwo w ostatnich latach na tzw.wsparcie OZE są transferowane via system korporacji energetycznych pozostających pod „kontrolą państwa”. Tak naprawdę chodzi tu o „parapodatek”, który płaci gospodarka do spółki z konsumentami indywidualnymi, za niewydolne państwo i niewydolną jego administrację. Za chwilę konsumenci energii w Polsce zostaną „wrobieni” w płacenie kosztów z miennych wytwarzania i przesyłu energii, jako kosztów stałych i to z dużym, arbitralnym naddatkiem.
A co z polskim rynkiem OZE?
Czy polskie społeczeństwo uzyska własny, nowy sektor gospodarki? Chyba jednak są marne szanse. Wszystkie dotychczasowe „prace” nad nową Ustawą o OZE są wyłącznie grą pozorów, gdyż wiadomo, że kontrowersje wokół jej zapisów zdetonują dopiero w Parlamencie, a kalendarz polityczny 2014/15 roku uniemożliwi jej dopracowanie w komisjach sejmowych. Dzisiejszy stan spraw jest taki, że albo będzie szybka ścieżka, która wypchnie z Sejmu kolejnego „legislacyjnego bubla”, albo Ustawa o OZE ugrzęźnie w sejmowych dyskusjach, aż do nowych wyborów. Tak czy owak, dalej współspalanie będzie traktowane jako „polska technologia OZE” bo skandaliczne zapisy w obecnie procedowanym projekcie Ustawy o OZE to gwarantują, a do uchwalenia, nie ma Ustawy o OZE, a więc obowiązują dotychczasowe rozwiązania. Wiec dalej spalane jest drewno, wytłoki z oliwek i oleju palmowego oraz łupiny kokosowe ze zdechłymi małpiatkami i wężami, a polskie technologie OZE nie powstają, bo nie mają zbytu. Na dodatek społeczeństwu skutecznie się wmawia, że OZE to droga fanaberia, a technologie szkodzą zdrowiu. Jednocześnie za współspalaniem stoją gigantyczne interesy wielu, także politycznie uwikłanych osób. W ocenie bardzo wielu analityków, i to nie tylko z naszego kraju, to „ostatni dzwonek” dla polskich OZE
Bez dzisiejszych inwestycji w polskie OZE, w okolicy roku 2020, kiedy ruszą nowe, dziś budowane i planowane polskie energetyczne bloki węglowe, jądrowe, gazowe, inwestycje te wywindują realną cenę za 1MWh z dzisiejszych 160-180 zł/MWh, na poziom 250zł/MWh. Wszak te inwestycje muszą się jakoś zwrócić! Spowoduje to, że na polskim rynku będzie tańszy prąd z niemieckich i austriackich OZE. Zacznie się wygaszanie polskich źródeł energii, gdyż dołowanie dostawców paliwa w Polsce już się dokonało. Dzisiejsze inwestycje w niezbędne dla równowagi gospodarczej i konkurencji – „mosty energetyczne” (linie i system sterowania przesyłem) nieuchronnie to przygotowują. Inna rzecz, kto na tym przesyle zagranicznego prądu do Polski zarobi? Więc w efekcie społeczeństwo zapłaci za dzisiejsze „oszczędności”, zwracając w opłatach koszty inwestycji w OZE poza granicami Polski.
Niestety, jak zwykle, wiedza niekoniecznie przekłada się na czyny – bo polskie narzędzia władzy są w rękach dyletantów, a nie fachowców. A rynek energetyczny jest wysoce specjalistyczny i komplikuje się coraz bardziej. Przecinają się w nim gigantyczne, światowe interesy. Czy będziemy umieli wygrać coś w tym starciu, dla własnego społeczeństwa?