W Polsce, w zbyt wielu miejscach, na zbyt wielu poziomach doprowadzono do zakłamania znaczeń wyrazów, którymi opisuje się rzeczywistość. O ile jeszcze 10-20 lat temu były to sytuacje incydentalne, wywołujące natychmiast burzę medialną, o tyle dziś, oprócz politycznych kombinatorów, to media przeszły na tę nowomowę – wręcz wciskają nam nowe znaczenia, obrzydzają rzeczywistość.
To z kolei powoduje rozsypanie społecznego zaufania do osób (lekarze, prawnicy, urzędnicy, fachowcy, naukowcy, profesura, inżynierowie, nauczyciele i inne grupy) i instytucji (szpitale, sądy, prokuratura, policja, szkoły i uczelnie, urzędy, specjalistyczne fachowe instytucje, rząd, administracja państwowa, kościół, media, partie polityczne i stowarzyszenia).
Ostateczny cios realizmowi zadają dziś tzw. „media społecznościowe”, gdzie każdy dureń, powodowany złą wolą może wyrzygać się w dowolnie kłamliwy i obrzydliwy sposób w dowolnym kierunku i skali. Może upowszechnić każdą bzdurę wikłając w nią każdą osobę i instytucję.
Co w takim razie z Polski zostało?
Czy społeczeństwo ma jakąkolwiek broń do obrony swojej spójności?
Dziś komentarze sytuacji koncentrują się na „mowie nienawiści”. Czy znów nie zakłamuje się rzeczywistości, prowadząc uwagę społeczeństwa na manowce? Toczące się w przestrzeni publicznej wściekłe słowa są zaledwie jednym z następstw prymitywnej socjotechniki zarządzania Państwem i Społeczeństwem poprzez podział i konflikt. Tylko aktywność społeczna i powszechne uczestnictwo w demokracji może przełamać skuteczność tej metody.