Wojtek Siwek

Wojtek Siwek

Wojtek Siwek Farewell Blues

Odszedł Boss, głowa dzielnej rodziny wrocławskiej światowej mafii jazzowej. Był dla nas druhem, towarzyszem broni, wzorem, drogowskazem, nadzieją na lepszy świat, w którym będzie więcej ludzi takich jak On.
Oto blues na pożegnanie Wojtka Siwka, Farewell Blues w czterech chorusach:

O miłości

Był istotą z gatunku amatorów. Poniechał wyuczonego zawodu i podjął drogę życia, której nie można poznać na żadnej uczelni innej niż sama szkoła życia – drogę amatora. Amator to miłośnik. Jego miłością był jazz. Kochał jazz miłością doskonałą: szczerą, ofiarną, bezinteresowną, wspaniałomyślną i niesamolubną. Jej istotą było dzielenie się nią. Wdrożył do niej setki aspirujących muzyków, dla których pierwszą prawdziwą miłosną przygodą z jazzem był konkurs festiwalu Jazz nad Odrą. Natchnął nią tysiące tych, którzy zostali, tak jak On, jazz fanami, i których świat stał się od tego piękniejszy. To właśnie tego był amatorem – świata piękniejszego dzięki miłości do jazzu.

O działaniu

Takich jak On nazywało się kiedyś działaczami. Działacz to ten, co działa, sprawia, że coś działa, coś się dzieje, wytwarza dzieła. Agenda jego działania była bogata i różnorodna, a dzieła liczne i ważne: przede wszystkim Jazz nad Odrą, ale także Hot Club Pałacyk, Oddział Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, Klub Rura, sklep płytowy Bemol, imponująca jak sam jego dwutomowa monografia JnO. Modus operandi Jego działania było współdziałanie. Był współsprawcą i dobrym duchem działania innych – Samych Swoich i String Connection, teatrów Kalambur i Gest. Był liderem, ale nie solistą. Przyciągał do siebie ludzi i wyróżniał swoim współdziałaniem. Jak rasowy muzyk jazzowy był działaczem zespołowym.

O Wrocławiu

Wrocław był Jego domem, warsztatem, areną i polem uprawnym. Przez całe życie znaczył swoimi śladami jego oblicze i losy. Dzieło Jego życia – Jazz nad Odrą – to ikona Wrocławia, jak Panorama Racławicka, WKS Śląsk, Wytwórnia Filmów Fabularnych, Most Grunwaldzki, Pantomima Tomaszewskiego i Laboratorium Grotowskiego. Przez sześć dekad historii Festiwalu wzniósł we Wrocławiu pomnik ducha tego miasta, trwalszy od spiżu.
A miasto? Pożałowało Mu tej odrobiny spiżu, ile trzeba na krasnala. Owszem, do blisko czterech setek wrocławskich krasnali dołączył niedawno ten na chwałę Jego festiwalu. Ale ma postać innej, choć niewątpliwie zacnej i zasłużonej, osoby. Jednak to nie Mr. JnO Wojtek Siwek. Żal i trochę wstyd.

O nas

Wojtek był jedną z dwóch osób, które znałem najdłużej. Poznaliśmy się w 1963 roku w Pałacyku, w piwnicy Pod Edulem, gdzie spotykali się ludzie jazzu. Na pierwszym JnO byłem jeszcze widzem, na drugim – Wojtek zwerbował mnie do swojej załogi. Nie przypadkiem moja droga amatora i działacza naśladuje Jego drogę. Teraz jest w jazzowym Niebie, na nieustannym festiwalu, razem z tymi, których kochał najbardziej – z Karinką, bez której przeżył ledwie miesiąc, i z Satchmo, Dukiem, Birdem, Trane’em, Milesem, Komedą, Tomaszem, Wojtkiem i Zbyszkiem. Na pewno, jak na Ziemi, za kulisami raczej niż na widowni. Także i tam ruszę, Wojciechu, za Tobą. Zacznij szukać dla mnie jakiejś roboty.

(Pożegnanie opublikowane w Jazz Forum 7-8/2022)
fot. Tesia Siwek