Żegnam Andrzeja Stawiarskiego!
Dowiedziałem się kilkadziesiąt minut wstecz. I łza się pojawiła. Poznałem Andrzeja w listopadzie 1979 roku, w siedzibie SZSP, gdzie był wicenaczeczelnym powielaczowego dwutygodnika Studenckiej Agencji Informacyjnej. Szefem był Janusz L. Sobolewski, świetny reportażysta.
Byliśmy niepokorni, Andrzej, ciut starszy ode mnie służył dobrą radą. Gdy odszedł, zachęciłem do pisarstwa w SAI, m.in. Jerzego Wójcika, Jacka Ziarno i wielu innych. Trafili za mną do odnowionego Studenta.
Andrzej wcześniej poszedł swoją drogą. Gdy znalazł się w GW, był tam szanowanym dziennikarzem, ale też fotografikiem. Polityczne płoty nas nie podzieliły.
Przekonałem się o tym, kilkanaście lat temu, gdy odwiedził mnie w podkieleckiej wsi, uczestnicząc w tradycyjnym Marszu I Kadrówki. Rokrocznie, podglądam ten Marsz. Cierpiał, zwolniony z GW, utyskiwał słusznie nad poziomem prasy. Siedzieliśmy na trawie, pod wiejską stodołą.
Był jednym z wielu moich nauczycieli. Żegnaj Andrzeju!
Dariusz Łanocha