List o moich dziadkach

LIST O MOICH DZIADKACH

Mój dziadek Michał nie był moim dziadkiem. Prawdopodobnie. A może był. Warto by było to zbadać. Choć może zostawienie wątpliwości, niejasności daje więcej powodów do myślenia.
Po latach oglądam dokumenty znalezione po mojej mamie.
W książeczce wojskowej dziadka Michała: urodził się w 1897 roku w Baranówku, gmina Baćkowice, powiat Opatów. Imiona rodziców Józef i Katarzyna. W momencie wydania tej książeczki już nie żyli. Był żonaty z Zofią, prawdopodobnie od 1 września 1921 roku. Wpis nie do końca czytelny. Więc może to też być 1 września 1924 roku. A to zasadniczo zmieniłoby ocenę zdarzeń. Miał 167 centymetrów wzrostu i ważył 67 kilogramów, włosy blond, oczy niebieskie. Zamiast zdjęcia (byłoby ciekawe) różowym tuszem zrobiony odcisk kciuka. Osobisty ślad Michała. Ogólny stan zdrowia prawdopodobnie GI – 31 jeśli dobrze odczytuję, a i tak nie wiem co to znaczy. Stałe miejsce zamieszkania to Łyżka, gmina Sadowie w powiecie opatowskim. Według wpisu nie służył w armiach obcych ale też według wpisu chyba w armii polskiej. Przeniesiony do rezerwy 5 kwietnia 1923 roku po tym jak stawił się na zebranie kontrolne w Sadowiu. Tak napisano w książeczce.
Dowód osobisty wydany w Opatowie 10 marca 1927 roku miał służyć jako paszport na wyjazd do Kanady i był ważny przez rok. 17 maja 1927 roku wbito w dowód wizę tej treści: Canadian Immigration Port of Danzig . Następna pieczęć, niezbyt czytelna: Landet us transmigrant under Lond 23 May 1927 IMMIGRATION OFFICER LONDON. Na tej samej stronie podpis posiadacza, pełnym imieniem i nazwiskiem, ładnie wykaligrafowany. To były jedyne w dowodzie, paszporcie wpisy.
Te dokumenty wróciły do Polski do mojego ojca Aleksandra w czerwcu 1966 roku po śmierci mego dziadka. No właśnie dziadka czy nie dziadka? Moja babcia Zofia urodzona 15 maja 1891 roku w Jałowęsach pod Opatowem zanim wyszła za Michała była już zamężna i miała z pierwszym mężem dwóch synów Władysława i Marcina. Więc początkowo myślałem, że mój ojciec mógł być pogrobowcem, synem pierwszego męża mojej babci, który przyszedł na świat po jego śmierci. Ale czy tak było? Jeśli ślub był w 1924 roku a mój tato urodził się w 1925 to możliwe. Nie wiem jednak kiedy zmarł pierwszy mąż mojej babci Zosi.

Rodzinna tajemnica

LIST O MOICH DZIADKACHAle dlaczego w ogóle o tym myślałem? Z niesprawdzonej rodzinnej szeptanki wynikało, że dziadek Michał ojciec mojego ojca był bratem babci Stasi mamy mojej mamy. Więc ożenek moich rodziców byłby niemożliwy, bo byłby zawarty przez bliskie kuzynostwo, wbrew społecznemu tabu. Chyba, że było coś czego nie wiem. Na przykład, że Aleksander nie był synem biologicznym Michała albo Stasia i Michał byli rodzeństwem przyrodnim. Załóżmy, że młodszy o co najmniej 6 lat (a może 12, bo w domu mówiło się że babcia Zosia jest z 1885 roku) 27 letni robotnik rolny, tak napisano w dokumentach, postanawia ożenić się ze starszą, niezbyt ładną, dzieciatą kobietą, by łatwiej dostać wizę kanadyjską. Mężczyzna z rodziną gwarantował pracowitość. Czy też wyjechał po ślubie bo przekonał się, że jego żona była wcześniej brzemienną i to zniechęciło go do życia w takiej rodzinie. A może po prostu nie był w stanie utrzymać jej z trzech mórg ziemi w Jałowęsach?
W każdym razie dziadek nigdy nie wrócił ani nie sprowadził rodziny do Toronto w Kanadzie gdzie przeżył do 1966 roku. Pracował jako robotnik w fabryce. Nie wiem czy pomagał mojej babci Zosi przysyłając pieniądze. Nigdy o tym z ojcem nie rozmawiałem, nie zdążyłem. Umarł w sierpniu 1968 roku w dziwnych okolicznościach, o których innym razem, kiedy miałem 16 lat, i jeszcze nie dorosłem by poważnych rozmów przeszłości rodziny.
Dziadek Michał musiał jednak darzyć mego ojca sympatią, bo do kilku przysłanych do Kanady zdjęć syna (nie syna?) doklejał u fotografa swoje. Jedynie więc na tych sprefabrykowanych zdjęciach byli razem.
O przeszłości drugiego dziadka, ojca mojej mamy, Józefa mimo, że był w kraju, wiem również niewiele. Urodził się w 1897 roku. Nie wiem gdzie. „Pamięć ma dużą wyobraźnię” (słowa Zbigniewa Wodeckiego zamieszczone w książce Wacława Krupińskiego i Kamila Bałuka „Wodecki. Tak mi wyszło”), ale rodzinna legenda niesie, a że rozbrajał Austriaków jako CK żołnierz w Krakowie w 1918 roku. Potem poszedł z Piłsudskim, bo oni wszyscy „szli z Dziadkiem” – na Kijów. Szczęśliwie wrócił i zaczął pracować jako robotnik w Hucie Ostrowiec.
Ożenił się ze Stanisławą, pochodzącą z wsi Łyżka pod Opatowem, wyrobnicą, wolną najmitką. Tak jej zajęcie nazywano w literaturze. W czerwcu 1926 roku dziadek poszedł z innymi podczas strajku pod magistrat protestować przeciw warunkom pracy i płacy. Policja zaczęła do nich strzelać jak w wielu miejscach w kraju tego roku. W Ostrowcu zginęło od kul bodaj 7 robotników. Nie dziwię się za bardzo, że zaczął chyba sympatyzować z socjalistami, a może nawet z komunistami.
W 1928 roku urodziła się moja mama Jadwiga, miała starszego o trzy lata brata Tadka i młodszego o dwa lata Julka. Dziadek wybudował drewniany parterowy, dwuizbowy, kryty papą, domek na ulicy Denkowskiej pod numerem 164. W nim też ja z rodzicami przez kilka lat mieszkałem. Dziś już ten dom nie istnieje.
Mówiono, że podczas okupacji zagoniono ludzi do wyciągania z błota niemieckich armat. Dziadka jedna miała przejechać, gdy pchając dostał się pod jej koła. Później niedomagał.
Po wojnie, będąc robotnikiem, stał się członkiem, a może też i działaczem, Polskiej Partii Robotniczej. Był delegatem na zjazd zjednoczeniowy PPR i PPS w 1948 roku. Wiem to, bo w domu było wydanie czterotomowe dzieł Adama Mickiewicza w brązowych twardych oprawach wręczane na zjeździe wszystkim delegatom i legitymacja zjazdowa dziadka. Nie był chyba zadowolony z tego, co i jak tam się stało, bo za mojej świadomości, a urodziłem się z końcem 1951r., żadnych już śladów dziadkowych działań partyjnych nie zapamiętałem. Chyba tylko takie, że na jego pogrzebie w 1964 roku grała orkiestra dęta ostrowieckiej Huty im. Marcelego Nowotki i nie było księdza, zresztą ku zgrozie jego żony, babci Stasi, gospodyni domowej, chyba klasycznej dewotki i antysemitki. Przemówień też nie pamiętam. Dziadek wiele dni umierał w jednej izbie, a my, choć mieszkaliśmy już osobno, oczekiwaliśmy na jego śmierć w drugiej. Żałowałem go, bo razem bawiliśmy się z psem Reksem, wyżłem, który umiał wykonać komendę „zdechł pies”. Kład się na karku, zamykał oczy i nie drgnął nawet , póki go dziadek nie podrapał po brzuchu. Chodziliśmy na grzyby co bardzo lubiłem i z nie mniejszą przyjemnością piliśmy podpiwek z małej a głębokiej przydomowej piwniczki. Dziadek chyba popijał też częściej coś mocniejszego. Z nim również nie zdążyłem pogadać o przeszłości.
Był raczej mrukliwy i oszczędny w słowach. O przeszłości dowiadywałem się tylko wtedy, gdy gadała o niej babcia Stasia. Choć jej powiedzenie „co by tu rzec a prawdy nie powiedzieć” nie powodowało, że chciało się to gadanie poważnie traktować i pamiętać.
Nasłuchiwałem chętnie, gdy wujkowie, starszy w AL w czasie wojny, młodszy sympatyzujący z AK z moim ojcem z BCh, kłócili się podczas zakrapianych uroczystości rodzinnych o to, kto w przeszłości miał rację . Były one jednak rzadkie i niezbyt dla mnie komunikatywne. Skończyły się raz na zawsze z końcem lat pięćdziesiątych, kiedy wyprowadziliśmy się od dziadków na tzw. swoje. Tak więc poza atmosferą kłótni nic z tego nie pamiętam.

Ci których pamiętamy nie odchodzą

Patrząc na życie dziadków i rodziców, pewny jestem, że dostałem od losu życie wielokroć łatwiejsze i może ciekawsze od nich. Czy zawdzięczam to sobie, czy raczej okolicznościom? To znaczy popaździernikowej PRL. Oni nie mieli takich szans jak ja. Zostawili mi po sobie jedynie odrobinę niepewnej i marnie udokumentowanej wiedzy o swojej przeszłości. Może dlatego, że kiedy była jeszcze dostępna, nie przywiązywałem do niej wagi. A życie prostych ludzi bywa słabo udokumentowane.
Ciekawe co z mojego charakteru trochę leniwego, niesystematycznego nerwusa i przemądrzalca, ale też aktywnego, otwartego i czasem sympatycznego człowieka, zawdzięczam im, bo dostałem to z genami i wychowaniem, a co sam sobie złego i dobrego, zawdzięczam?
Aby opisać moją rodzinę swojemu wnukowi, muszę bardziej postarać się, wnikliwiej ją udokumentować.
Mój wnuk Filip zasługuje na to aby wiedzieć o swej rodzinie więcej niż ja teraz. A dziś moim dziadkom, prawdziwym czy nie, ten list na początek mojej ku nim drogi, poświęcam.