Nowemu szefowi Ordynackiej

Mapa polskich środowisk inteligenckich nie pokrywa się z mapą „interesów elekcyjnych”. Inaczej mówiąc: nie każda klasa-warstwa społeczna wykluła z siebie reprezentację inteligencką, choć bywają takie klasy-warstwy, które takich reprezentacji mają kilka, co jednym służy, a drugim nie. Ponieważ „Ordynacka” stowarzysza ewidentnie reprezentację inteligencką, i to, w mojej ocenie, o dość szerokim spektrum politycznym, dzielę się swoimi przemyśleniami na temat zmian struktury społeczeństwa.

Nowe społeczeństwo

Obecnie podziały sceny ideowej czy politycznej na Prawicę i Lewicę, Liberalizm i Konserwatyzm trącą już myszką. W to miejsce coraz bardziej stanowczo wschodzące pokolenia organizują się w Wolontaryzm (echo Liberalizm z domieszką lewicowości), Alterglobalizm (echo Lewicy z domieszką prawicowości) i Terroryzm (echo Prawicy z domieszką konserwatyzmu). Wolontaryzm, Alterglobalizm i Terroryzm mają swoje gniazda zarówno „u samego dołu” (spontaniczne zachowania „zwykłych ludzi”) jak też „u samej góry” (państwa nastawione na jakąś rację wobec innych państw oraz wobec swojej ludności). W myśl proponowanego przeze mnie podziału – na przykład USA to państwo terrorystyczne, a ChRL to państwo alterglobalistyczne, zaś rozmemłana Europa (UE) zmierza ku państwowości wolontarystycznej.

Powróćmy do Polski. Mamy w niej kilka elektoratów:

  1. Prawicowy – zainteresowany „urynkowieniem” obszaru gospodarczego i „demokratyzacją” obszaru politycznego, żądający nieskrępowanej swobody wszelkiej przedsiębiorczości ciśniętej monopolami, żądający samostanowienia środowisk biznesowych, artystycznych, naukowych, społecznikowskich;
  2. Ludowy – zainteresowany trwaniem w tradycyjnej lub zmodernizowanej (zrekonstruowanej) formule samorządowo-spółdzielczej (co lokuje ludowców blisko lewicowości) i zarazem mocno okopany w formułach chrześcijańskiej „pradawności”, tradycji (co lokuje ludowców w pobliżu konserwatyzmu narodowego);
  3. Narodowy – zainteresowany wyhamowaniem procesów integracji kontynentalnej, odwołujący się do chwalebnych okresów i symboli składających się na Tradycję, gotowy wystąpić „zbrojnie”, a na pewno stanowczo w obronie patriotyzmu, przeciw zaborczej i tupeciarskiej kontynentalizacji;
  4. Lewicowy – zainteresowany poprawą kondycji życiowej (nie tylko materialnej) ludzi mających problem z oszczędzaniem, żądający współudziału w decyzjach gospodarczych (podział wypracowanych dochodów) i dekoncentracji potężniejących monopoli gospodarczych i politycznych, w tym kościoła katolickiego jako dominującego wśród innych wyznań;
  5. Parafialny – zainteresowany bezpieczeństwem socjalnym, choćby na siermiężnym, ale gwarantowanym poziomie, mało zaangażowany w „politykę” rozumianą jako aktywność obywatelska, kreatywność dla dobra publicznego, oddający się „w opiekę” Opatrzności reprezentowanej przez duchowieństwo;
  6. Pragmatyczny – zainteresowany przede wszystkim codziennym utrwalaniem swoich zdobyczy życiowo-zawodowych, stroniący od jakichkolwiek radykalnych wypowiedzi, postaw, zgromadzeń, a jego ulubionym słowem jest „uśrednienie”, czyli znajdowanie we wszystkim „złotego środka” w postaci kolejnych szans;
    Zaryzykuję „przyporządkowanie” środowisk inteligenckich i-lub partyjnych do tak sformułowanej mapy politycznej:

ELEKTORAT ŚRODOWISKO PARTIA

  • Prawicowy Główne redakcje medialne, korpusy urzędnicze i eksperckie Drobne partie liberalne, technokratyczne oraz PiS i frakcja PO
  • Ludowy Liczne organizacje gospodarcze (np. izby) i kulturalne PSL drobne inicjatywy konkurujące z PSL
  • Narodowy Organizacje i nazwach naśladujących międzywojenne Drobne partie narodowe, organizacje wykluczonych, ale także PiS
  • Lewicowy Związki zawodowe (niezależnie od zawołań ideowych) SLD, Razem i liczne drobne partie i organizacje „uciskanych”
  • Parafialny Organizacje odwołujące się do wiary i misji duchowych Drobne partie silnie akcentujące chrześcijańskość
  • Pragmatyczny Tzw. organizacje pozarządowe (zdecydowana ich większość) PO, Nowoczesna, drobne partie biznesu i przedsiębiorczości

Odmawiam szczegółowej analizy, wskażę tylko na to, że istnieje kilka obszarów wzmożonej konkurencji o ten sam elektorat przez reprezentacje o różniących się zapatrywaniach ideowych. Stąd czasem podwójna kwalifikacja partii.
Na początku Transformacji mieliśmy do czynienia z burzliwym tyglem ideowym i politycznym, co znajdowało swoje odbicie również w kampaniach wyborczych (Prezydent, Parlament, Samorządy). Najszybciej ustabilizował się „teren”, nie bez udziału duchowieństwa i PSL: obie te siły sięgały po wielopokoleniowe doświadczenie i w tym sensie odbierano je jako bezpieczne, nie-awanturnicze, choć warto pamiętać, że w PSL po „abdykacji” R. Malinowskiego miała miejsce rewolta związana z nazwiskiem R. Bartoszcze, zażegnana przez młodego inżyniera W. Pawlaka, a ostatnio zaś miała tam miejsce dziwna kadencja pełna śmiesznych kroków w wykonaniu J. Piechocińskiego, zakończona dziś „przywództwem” Kosiniaka-Kamysza.
Potem do stabilizacji politycznej przystąpił AWS, na końcu jednak totalnie skłócony. Potem przetoczył się „spazm kanclerski” SLD, a po jego zdemolowaniu Aferą Michnika-Rywina, nastąpiła nieudana inicjatywa sanacji Polski pod nazwą IV RP. Po upadku koalicji PiS-LPR-Samoobrona, kontynuatorem stabilizacji została koalicja PO z PSl-em, rozleniwiające elektorat na długie 8 lat.
Ostatecznie owa PO-wska stabilizacja, skrajnie pragmatyczna, skupiona na koncentracji wszystkich żywotnych sił pod wprawnym zarządem rozbudowującej się Nomenklatury – runęła, kiedy napęczniało w Polsce „oburzenie”. W wyborach prezydenckich 2015 nogę Komorowskiemu podstawił reprezentujący oburzonych-wykluczonych Paweł Kukiz (też zresztą na finiszu pogromił Korwina-Mikke w roli rozbudzonego sumienia narodowego). Sądzę, że gdyby wtedy u władzy była Ordynacka – postąpiłaby rozsądniej niż PO, która poszła na wojnę i (licząc, że to tylko pojedynczy błąd w sztuce) wpisała do ustawy o TK możliwość odsunięcia Prezydenta od władzy poprzez uznanie go za niezdolnego do trzeźwego działania. Również „zabezpieczyła się” wyborem 3 sędziów „na zapas”. Tak się nie robi.

No, i mamy w Polsce wojnę.

Elektorat lewicowy pozostał bez parlamentarnej reprezentacji, mając dziś do wyboru skamieniałe i osłupiałe OPZZ, rozedrgane wewnętrznymi tąpnięciami SLD, pięknoduchowskie Razem albo liczne sposoby na podskakiewiczostwo, nie wiedzieć czemu nadal symbolizowane przez bezzębnego Ikonowicza. Elektorat ludowy z rąk PSL przechwytuje PiS, które zresztą nawet lewicy ujmuje elektorat walką z „państwami w państwie” i darami budżetowymi natury socjalnej. Elektorat pragmatyczny pod hasłem obrony demokracji (ha ha ha) został jak na razie wywiedziony na trzęsawisko. Parafianie twardo stoją na gruncie „nakarmcie, a my wzniesiemy za was modły przy urnach”. Narodowcy się zbroją, w słowa, redakcje i eventy.
Ordynacka w tej wojnie powinna wykazać nadludzką trzeźwość.
Ordynacka nie mieczem, a projektami społecznymi wymachiwać powinna. Niezależnie od intencji – głoszonych i ukrytych – jakie nosili w sobie założyciele Ordynackiej (a podkreślić trzeba, że zakładali ją ci, którzy w organizacji studenckiej najaktywniejsi byli w latach 80-tych) – dominowały w niej zawsze (mija 15 lat) dwie konwencje:

  • Konwencja fiksownicza – pragmatyczna, obejmująca profesjonalnych menedżerów czy ekspertów biznesu i administracji oraz odnoszących sukcesy polityków czy twórców naukowych i artystycznych;
  • Konwencja gromadnicza – obejmująca z jednej strony pasjonatów chętnych od nowa wejść w „działaczowskie” buty młodości, z drugiej strony – dziadziejącą inteligencję mającą poczucie, że jest „wygaszana”.

Nie dziwota, że w Ordynackiej – „z tyłu głowy” – tliły się racje pragmatyczne z lewicowymi. Pierwiastek ludowy czy parafialny albo narodowy był i jest w Ordynackiej niezauważalny, śladowy. A więc politycznie, w gronie członków i sympatyków Stowarzyszenia Ordynacka, konsumują tę lewicowość polityczne sympatie – silniejsza PO-wska i nieco słabsza SLD-owska.
Pamiętam też niezbyt liczną naradę (w budynku WCSRN), kiedy niekłamany lider Ordynackiej snuł plany: marzy mi się – mówił – że w kolejnym parlamencie „ordynariusze” będą obecni w różnych ugrupowaniach wedle swoich zapatrywań, ale będziemy mogli przy ważnych decyzjach parlamentarnych uruchamiać ponad-partyjne lobby, będziemy też mogli sami redagować takie multi-partyjne inicjatywy ustawodawcze. Lider ten – sądzę – nadal nie rozumie, że dał tym samym dowód na to, iż (ówczesna) Ordynacka jest albo ma być kamarylą, grupą trzymającą władzę. Żer dla michnikowskiej gadzinówki. Ja w tym czasie ogłaszałem – na przykład – notkę „200 plus mięso”, w której sygnalizowałem niepokojące zjawisko, w ramach którego „luminarzami” Ordynackiej, osobliwymi baronami było około 200 ludzi zajmujących najważniejsze pozycje w państwie, gospodarce, w mediach i uczelniach, a pozostali (w liczbie 1-5 tysięcy) stanowią „masę kontrasygnującą”. Lider – kiedy do niego dotarł sens mojego tekstu, podsumował to z gracją sobie właściwą: aha, znaczy, że chcesz być 201-wszym… Zero refleksji społecznej, zero wyobrażenia o różnicy między Krajem, Ludnością, Państwem, Ustrojem.
Ogłaszałem też – kilkadziesiąt razy, również czynem – że sztucznie napompowany przez nieprzyjaciół balon Ordynackej (darmowa reklama, choć z dużym podcieniowaniem pejoratywnym, bo szło o aferę Michnika-Rywina) trzeba czym prędzej napełnić realnymi działaniami i projektami, i wtedy – gdyby ktoś do balonu przyłożył złośliwie „szpilkę” medialną czy polityczną – nie uzyskałby pociesznego huku, tylko wysypałyby się na niego realne działania, a Ordynacka ukazałaby się jako poważna organizacja społeczna. Ten sposób myślenia – mówiąc grzecznie – odrzucono, wygaszono. Jednocześnie zrobiono wiele, by „mięso” nie wyobrażało sobie zbyt wiele: niech wystarczy przykład poszanowania pluralizmu, jakim było zniechęcenie do aktywności Lecha Witkowskiego z Torunia, a można takich przykładów dawać wiele.
Ordynacka – jako organizacja – przywołuje jako jeden z mitów założycielskich (mit nie zawsze oznacza fikcję) – wzorcowe kariery – pojmowane pozytywnie – ludzi w wieku (wtedy) 25-30 lat, którzy kierowali wielkimi i poważnymi przedsięwzięciami, całkiem „dorosłymi”, co uczyniło z nich wziętych menedżerów i polityków Transformacji. Przypomnijmy: Almatur, Alma-Art, Student-Serwis, Alma-Press, Alma-Comp, największe w kraju kluby w każdym mieście akademickim, ruch MPN, struktura samopomocy socjalnej, ruch studentów pracujących, ruch kół naukowych, wydawnictwa, WCSRN, FAMA i podobne eventy, ośrodki pracy politycznej (taka była urzędowa nazwa, ale wystarczy powiedzieć „Sigma”, by pojąć potencjał intelektualny tej formuły), wrocławski Kalambur, poznański AKT i liczne podobne – może coś pomyliłem, na pewno wiele pominąłem. ZSP nawet w czasach rozbuchanego pluralizmu lat 80-tych było wielką korporacją generującą naprawdę sprawnych i kompetentnych fachowców, o wielkiej i różnorodnej wrażliwości.
To nie sentyment każe mi wspominać powyższe: otóż Ordynacka – w której statucie zamontowano „nobilitacyjny”, ale kuriozalny zapis o Senatorach (przypomina mi się Okudżawy szydercza ballada o tym, jak mądrym przybijano stempelki na łeb) – nie promowała ani przez moment tego dorobku jaki powyżej sygnalizuję (czasem na użytek wewnętrzny przypominała okazyjnie), choć w „antyszambrach” intensywnie „grała” personaliami, zwłaszcza kiedy jej czołowe nazwiska zdobiły Nomenklaturę. Niech to co mówię zobrazuje żenująca sytuacja: przewodniczący K. Szamałek, kiedy otrzymał atrakcyjną propozycję współkierowania dużym funduszem, przestał być przewodniczącym, z argumentacją, że „związki z Ordynacką stygmatyzują”, są niemal dyskwalifikującą rysą na profilu. Nie wiem, czy to prawda (z tym stygmatyzowaniem), ale co mają powiedzieć „maluczcy ordynariusze”, którzy ubiegają się o maluczkie posady, którzy nie są jak Krzysztof tuzami uniwersyteckimi, nie mają ministerialnej przeszłości? Ukrywać się po katakumbach, niczym wcześni chrześcijanie? Co ja komu zawiniłem jako aktywny w latach 80-tych? Czyż nie położyłem na stole, do wspólnej puli, tego co miałem najlepsze? Czyż nie tak samo robiły setki, tysiące z nas?
Zastanówmy się: co tak dramatycznego musiało się stać, że przynależność do stowarzyszenia „weteranów” ruchu studenckiego, negatywnie stygmatyzuje? Krzysztofie: to nie moja filipika przeciw Tobie, tylko opis kuriozalnej sytuacji. Jeśli miałbym coś Tobie „przypiąć” w tej sprawie – to tyle samo, ile wszystkim Przewodniczącym, nie wyłączając Henia Klimczaka, uosobienia cierpliwości i taktu, ale też mowa o Marku Siwcu czy Włodzimierzu, oby żył wiecznie. Szarzy, nierzadko szukający „przytulenia” członkowie Ordynackiej, zbierani okazyjnie w celach kultywowania „ławy piwnej” – nie doczekali się od kierownictwa wsparcia w staraniach o powrót do swojej aktywnej i naprawdę świetlanej przeszłości. Że niby nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody? Bzdura. Moim zdaniem – źle zainwestowany został ten kapitał, zwłaszcza że co najmniej kilku Senatorów ewidentnie „olewa” Ordynacką i „maluczkich” w niej.

W Polsce od roku mamy czas wojny.

Jest to wojna o kształt ustrojowy i o rozkład akcentów gospodarczych czy społecznych. Nie ma w tej wojnie bardziej sprawiedliwych czy bardziej winnych: wymienione wyżej 6 „elektoratów” – chcąc nie chcąc – wpychane są w konwencję MY-ONI. Tymczasem silne (niegdyś?) kadrowo inteligenckie stowarzyszenie menedżerów, ekspertów, polityków, społeczników, artystów – odstawia się jak ochwaconą chabetę do zawszonego boksu na końcu stajni, bo się już nic na niej nie ujedzie?
Nieprawda, to jest rączy rumak, tylko ogłupiały od politycznej kanonady, pod kiepskim jeźdźcem…

(Jan Herman, PUBLICATIONS.WEBNODE.COM)